Swojska codzienność w Marradi

sobota, lipca 27, 2019


Lubię obserwować turystów. Z wiekiem robię się jeszcze bardziej sentymentalna. Turyści przypominają mi moje własne wakacje lata temu. Teraz w supermarkecie za każdym razem, kiedy idę po zakupy, spotykam grupki letników z mniej lub bardziej odległych krajów. Czasem nieco zagubieni przystają przed półkami z najróżniejszymi towarami. Przed ladą z wędlinami i serami próbują wytłumaczyć po angielsku wspierając się gestami i pojedynczymi włoskimi słówkami czego sobie życzą. Naradzają się między sobą, dyskutują, a potem z wyładowanym koszykiem nieco zmieszani wśród samych tubylców ustawiają się do kasy. 

W Marradi turysta jest bardzo widoczny. W Marradi turysta nie zginie w tłumie innych turystów. Z drugiej strony to właśnie ta swojska atmosfera sprawia, że turysta dobrze się tu czuje. Kiedy już pokona pierwsze onieśmielenie, kiedy pozwoli się uwieść swojskiej atmosferze, zaczyna doceniać niezaprzeczalny, nieturystyczny urok tego miejsca. 

Staram się być dyskretna w tym moim przyglądaniu się. Zerkam bardzo dyskretnie. Uwielbiam obserwować ludzi. Może powinnam była zostać socjologiem? Antropologiem? Psychologiem? Obserwuję ludzi bynajmniej nie z chorej ciekawości. Te obserwacje to jak oglądanie sztuki w teatrze, tylko często dużo ciekawsze, bo przecież prawdziwe.

Kiedy już się napatrzę, naładuję mój własny koszyk - ja turystka sprzed lat - wracam do domu, który teraz taki swojski, toskański... 
Przy wejściu suszy się cebula i za każdym razem kiedy na nią patrzę, uśmiecham się sama do siebie. Ostatnia lawenda czeka na "skoszenie", choć szuflady swojskiego domu pełne już lawendowych woreczków. Glicine rozrosło się niemożliwie i zaraz wejście na schody całkiem zniknie w letniej zieleni. Do cukinii przypałętał się jakiś szkodnik, trzeba czymś ją niestety potraktować. Trzeba też zebrać pomidory i ogórki i kwiaty na obiad do risotto... i podlać bazylię... I przerobić na przetwory kolejny kosz moreli i brzoskwiń, który znów dobra dusza podarowała...

Mój swojski toskański dom. Uwielbiam tu być.

***
Na jeden dzień pieroński upał ma nas opuścić. Zbliżają się burze. Na jeden dzień ciut się ochłodzi, ale już od poniedziałku ma być tak jak wcześniej. Woda jest potrzebna. Grzybiarze liczą na kolejny wysyp grzybów. Po deszczu i zieleń będzie miała więcej siły i potrwa może do listopada. Kasztanom też pewnie nie zaszkodzi trochę wody i rzeka się zasili i zmęczone kwiaty nabiorą trochę życia... 

Ja natomiast mam zamiar chwilkę odpocząć. Ostatnie dni były intensywne, a kolejny tydzień też nie będzie dużo spokojniejszy. Czas więc na mnie. Niech to będzie dobry dzień. 

ONIEŚMIELONY to po włosku INTIMIDITO

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

0 komentarze