Misa pełna kaki

piątek, października 26, 2018



Życie niezmiennie mnie zadziwia. Kiedyś pisałam o pajęczynie, której z każdym rokiem przybywa nitek. Wczoraj pomyślałam, że jesteśmy jak te białe smugi, które zostawiają na niebie samoloty. Pochodzimy z różnych stron, a potem jakimś przedziwnym zbiegiem okoliczności nasze drogi gdzieś się przecinają. Jesteśmy jak te kaki zebrane do jednej misy z różnych drzew, z różnych gałęzi... Przypadkowe spotkania, wspólni znajomi, ktoś z kimś studiował, tamten mieszkał obok tego, a potem nagle spotykamy się tu, w Kamiennym Domu.   

Przez resztki pelargonii przeciskały się ostatnie promienie słońca, a ja patrzyłam to w niebo, to przed siebie, to na piękny ceramiczny podarunek wypełniony jesiennymi owocami. M. i P. ledwie odjechali, a przez moją głowę galopowały "filozoficzne" przemyślenia. Przede wszystkim cieszyłam się szczęściem M. Cieszyłam jak wariat. Tak dobrze jest widzieć ludzi, którym udaje się odnaleźć szczęście i tak miło na duszy, kiedy ci ludzie wracają do Kamiennego Domu, by o tym szczęściu opowiedzieć. 
Nawet jeśli mnie to nie dotyczyło, to jednak powiew czyjegoś szczęścia podziałał na mnie jak balsam. Uwielbiam szczęśliwych ludzi! Ludzi, którzy się nie poddają, tylko idą śmiało do wyznaczonego celu. Uśmiecham się do dziś na wspomnienie tego spotkania i wciąż zadziwiam tym naszym krzyżowaniem się dróg. 

Ostatnio inna M. opowiadając o swoich losach, powiedziała - "ja się nie poddam, jestem Polką, a przecież wiesz, że Polki się nie poddają". Mówiła oczywiście o sobie i pewnie nie miała pojęcia, że jej słowa spadły mi jak z nieba. To był jeden tych dni, kiedy potrzebowałam właśnie coś takiego usłyszeć. 

Ja, jedna M., druga M., trzecia M., A., E., J. i wiele innych osób, które osobiście czy wirtualnie zawitały do Domu z Kamienia - na pewno łączy nas jedno "cudownie nieuleczalne włoskie fiksum dyrdum". Kiedyś myślałam, że to tylko ja tak "mam", a dziś po tych kilku latach wiem, że jest nas całkiem spora gromadka. 


Misa pełna żółtych kaki... 
Muszą jeszcze dojrzeć, więc między nimi powciskam jabłka. Mówią, że to im w dojrzewaniu pomaga, to trochę tak jak nam spotkania z przypadkowymi ludźmi... Choć może przypadkowymi to nie jest dobre określenie, bo przecież w życiu nic nie zdarza się przypadkiem... 


PRZYPADKIEM to po włosku PER CASO (wym. per kaso)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

0 komentarze