Końcówka ferii

niedziela, stycznia 05, 2014


Ferie powoli dobiegają końca. Dzieci już mentalnie przygotowują się do szkoły, jeszcze tylko dwa dni laby, a potem będziemy czekać do wiosny na kolejne wakacje. W sobotę nadganiały zaległości w zadaniach domowych, bo zastrzegłam, że w poniedziałek wszyscy się relaksujemy i o lekcjach nie chcę nawet słyszeć. Spędziły zatem kilka ładnych godzin ucząc się ułamków, tabliczki mnożenia, congiuntivo, wierszy na pamięć i ćwiczyły włoską pisownię.
Tak się też zastanawiam jak to wygląda, kiedy ktoś zmienia kraj bez przygotowania językowego, które ja miałam? Kto pomaga dzieciom w lekcjach? W czwartej klasie Tomka nawet ja mam czasem kłopot i muszę posiłkować się internetem, bo nigdy po włosku nie uczyłam się o okolicznikach czasu, miejsca i innych gramatycznych cudach, więc muszę mozolnie rozszyfrowywać skomplikowane nazwy:) Tak czy inaczej dajemy radę, a kiedy ja wykazuję zmęczenie materiału, odsyłam dzieci do Mario, zwłaszcza z czytaniem, czy z zadaniami, gdzie konieczne jest ustalenie akcentu. Niech poprawia ich ktoś, kto po włosku mówi od urodzenia. Pomijając fakt, że dzieci mają zadziwiającą intuicję, czytają pięknie, akcent wyczuwają zazwyczaj bezbłędnie.  


Wczoraj ruszyliśmy z Pawłem na ostatnie zakupy prezentowe, bo już dziś w nocy przez komin wpadnie Befana, która zostawi dzieciom drobne podarki. Dobrze, że do maja mamy spokój z prezentami, bo jeszcze jedna okazja i ogłosiłabym bankructwo! Mikołajki, Gwiazdka i Befana wszystko bezlitośnie skumulowane w jednym miesiącu! To za wiele!!!! Poza tym mieliśmy dokładne wytyczne, co dzieci chętnie znalazłyby przy kominku i tak spędziliśmy dwie godziny jeżdżąc w te i we wte, błądząc, biegając między sklepowymi półkami z dziką żądzą w oczach, jakbyśmy co najmniej Świętego Graala szukali, a nie pudełek z klockami lego. Misja na szczęście zakończyła się pomyślnie i ze spokojnym sumieniem mogliśmy wrócić do domu. 

Pogoda wczoraj zaczęła się zmieniać. Silny wiatr, który porywał nam krzesła z tarasu, skutecznie przepędził deszcz, który padał od kilku dni i pociągnął za sobą ciepłe powietrze, tak, że o północy termometr przed domem pokazywał 14 stopni!!! Od jutra powraca ciepła toskańska zima! Mamy zamiar znów zapakować do pełna plecaki i ruszyć tym razem na zachód. Czeka na nas lazurowe morze i białe plaże Rosignano.

LEKCJE, PRACA DOMOWA to po włosku COMPITI.

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

3 komentarze

  1. U nas ferie dopiero w lutym, chociaż dzieci miały kilka dni wolnego w związku ze Świętami ;-) Wspaniałych prezentów i cudownego spaceru. Liczę na fotki ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. co prawda dodaje komentarz pod postem sprzed kilku miesięcy ale musiałam Ci odpowiedzieć na pytanie: ''jak to wygląda, kiedy ktoś zmienia kraj bez przygotowania językowego, które ja miałam?'' :)
    my tak zrobiliśmy, jesteśmy od roku w Niemczech, ja rozumiem odrobinę po niemiecku, mąż trochę więcej ale w domu bardziej go nie ma niż jest (praca), więc pomocą naszej córce służyć nie ma jak. Gdy czytam Twojego bloga, tematy o szkole, to jest mi tak szalenie przykro, że nie mogę takich zachwytów i peanów piać na cześć niemieckiej szkoły i nauczycieli. Nie wiem, może my źle trafiliśmy. Nie ma dla dziecka pomocy wcale, usłyszałam tylko że mamy tym zająć się my i kropka. Mamy w domu mówić do niej po niemiecku! Jasne jakbyśmy potrafili. I tak ślęczymy nad książkami, ale nadrobić materiał do klasy 4 SP to jest koszmar. Uczymy się na pamięć :( Mam dość i ja i córka.
    Ach przypomniałam sobie... na początku, przez pierwsze miesiące córka miała szkolną ''pomoc''. Pani nauczycielka dała jej ilustrowany słownik polsko-niemiecki i kazała się uczyć z dnia na dzień po 60 słówek! Potem ją odpytywała :( O Boziu, tragedia. Tak Wam zazdroszczę, zazdrościmy...
    Ciekawe czy we Włoszech, tak ogólnie, przykładają się do edukacji obcokrajowców, czy akurat Wam się poszczęściło. Pozdrawiam Kasia
    Ps. Od kilku dni chodzę przez Ciebie niewyspana, bo odkryłam niedawno bloga i nadrabiam zaległości :D Ale to takie miłe niewyspanie. Nigdy nie sądziłam, że polubię czytanie w sieci, czytanie pozbawione tego pięknego książkowego zapachu papieru, a tu proszę taka niespodzianka :D
    no to pozdrawiam po raz drugi Was wszystkich!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim bardzo dziękuję:)) Czytać takie komentarze to niezwykła radość! I nie powiem, że mi przykro z powodu Twojego niewyspania:))
      Jeśli chodzi o szkołę to sama jestem miło zaskoczona i zastanawiam się czy rzeczywiście tak nam się poszczęściło czy to tutaj norma. Dzieci miały dodatkowe lekcje, które organizowała szkoła, poza tym każda wolna chwila była wykorzystana na doszkalanie ich z języka. To było jest niesamowite! Nikt na mnie nie zrzucał obowiązku tak jak piszesz, że bylo u Was. Oczywiście sytuacja była komfortowa bo ja pomagałam dodatkowo w domu i dzieci miały we mnie pełne oparcie, ale nawet gdyby tak nie było, szkoła by wystarczyła. U Mikołaja było łatwiej, bo wiadomo 2 klasa to jeszcze mało zagadnień, ale Tomek w 4 .... sama wiesz! Mało tego gmina organizowała w szkole darmowy kurs dla dorosłych obcokrajowców, który nawet zakończył się egzaminem.
      Szkoła była tak naprawdę moją największą obawą - jak się okazało niesłusznie! A to tylko zwykła gminna szkółka:)
      Pozdrawiam serdecznie, Kasia

      Usuń