Jakość i przełamywanie schematów

piątek, października 16, 2015


Czy to takie dziwne porzucić wygodną posadę, by zająć się tym, co się lubi? Czy to takie niezwyczajne przystać na pewne wyrzeczenia, by żyć w zgodzie z samym sobą? Myślałam, że jest nas niewielu - idących pod prąd, słuchających serca, nie zawsze rozsądku, ale jednak byłam w błędzie...
Czwartkowe przedpołudnie spędziłam jako fotograf, wspomagając swoją pracą pewien projekt, mam nadzieję, że wkrótce pokażę Wam efekty tych działań, ale dziś nie o tym. Robiąc zdjęcia, miałam okazję posłuchać kilku bardzo inspirujących wywiadów z marradyjczykami, czy to nabytymi czy z urodzenia, którzy właśnie postanowili żyć z pasją, nie godząc się na banał i schematy, pracując ciężko, ale w zamian ciesząc się życiem innej, lepszej jakości.


Wydawało się, że otworzenie kwiaciarni w miasteczku, takim jak Marradi, to szaleństwo, to było jak - przyznaje ze śmiechem Sandra - próba sprzedania lodówek Eskimosom. Ale jednak ... Udało się. Warto było odrzucić wygodną posadę, warto było przystać na niedogodności, by być w miejscu, które się kocha, wśród bliskich i robić to co daje satysfakcję.  Już tyle lat sprzedaje kwiaty, kompozycje, drobiazgi, a pozytywną atmosfęrę, dobrego ducha tego miesca czuć już od progu.


W centrum Marradi jest mały sklepik spożywczy. W dzisiejszych czasach wydaje się to dziwne, tym bardziej, że mieszkańcy mają pod ręką aż dwa superkarkety. Ale kiedy wejdzie się do środka, nie można się nie uśmiechnąć i zaraz staje się jasne czemu marradyjczycy wciąż chętnie robią tu zakupy. Sklep jest malutki, ale pod sufit wypchany łakociami, a jedna z współwłaścicielek, zapytana o to z czego jest dumna, odpowiada z uśmiechem - z serów! Rzeczywiście nie da się nie zauważyć, ja kochająca sery do szaleństwa, już dawno zwróciłam na to uwagę. W żadnym innym sklepie w Marradi nie ma aż takiego wyboru i co ważniejsze, wszystkie pochodzą z małych gospodarstw, od tutejszych producentów.  
Poza serami są tu oczywiście też inne łakocie - domowe salsy, tortelli, marynaty, wędliny, słodkości, kasztany i wiele więcej. 



Carlo pochodzi z północy Włoch. Całe życie pracował jako programista, a potem przyjechał do Marradi, zakochał się i otworzył restaurację. Brzmi jak bajka i wydaje się takie proste, ale wiadomo, że takie decyzje obciążone są dużym ryzykiem i przede wszystkim wymagają ogromu pracy, cierpliwości i siły. Udało się! Na przedmieściach Marradi, w kamiennym domu prowadzi wraz z żoną swoją restaurację. I tu, tak jak w poprzednich miejscach, dobrą, pozytywną atmosferę czuć już od progu. Kiedy przysłuchuję się rozmowie, nadziwić się nie mogę, jak wiele uwagi przykłada do jakości. Carlo nie kupuje mięsa w marketach, czy hurtowniach. Przywozi je rzeźnik z Vicchio. Jeśli restauracja jest w Toskanii - opowiada z dumą - nie mogę sprzedawać bistekki nie wiadomo skąd, mięsa znajdujące się w menu, pochodzą zawsze z Mugello! Rozmawiając z nami jednym okiem zerka cały czas w stronę klientów przy stoliku. Przeprasza nas na chwilę, bo z kuchni właśnie rozlega się dzwonek. Zaraz pojawia się znowu, wnosząc aromatyczne dania, a ja ... przypominam sobie, że nie jadłam jeszcze obiadu.


QUALITÀ to znaczy JAKOŚĆ (wym. kłalita) 

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

5 komentarze

  1. Ale "fajne" historie. Fajne bo pełne zacięcia widocznego w tych ludziach. I fajne bo tworzą w Twoim wpisie niesamowitą atmosferę. I od razu słowo Qualita' , w całym tym zabieganym świecie, nabiera wyjątkowości. I już nie jest tylko "fajne" - to jest raczej "super". :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż za widok-te sery to słońce dla oczu Kasiu.A jeśli o pracę chodzi to ktoś kiedyś powiedział,że" Jeśli kocha się się to, czym człowiek się zajmuje to tak jakby nigdy nie chodził do pracy"Tylko potrzeba tak jak piszesz :odwagi,ryzyka,siły i samozaparcia !!!
    A małe sklepiki uwielbiam,mają atmosferę i klimat.I te pogaduszki z właścicielem-BEZCENNE !!!

    Pozdrawiam w wyjątkowo mglisty poranek z Wodzisławia Śl.-lucyna

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasiu! Ja myślę że najczęściej na ludzi idących pod prąd patrzy się z przymrużeniem oka i niestety oczekuje się potknięcia tak jest przynajmniej w Pl. Jeśli jednak coś się powoli udaje to już tego się nie zauważa bo niech sobie jest skoro nie było dreszczyku upadku. Ale podziwiać i docenić absolutnie nie "wypada" . Przykre to ale obecne ciągle wokół. Piękny temat poruszyłaś. Pozdrawiam A o.

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz rację Kasiu. Jest nas więcej niż sobie wyobrażamy. Ja nigdy nie uważałam się za ideowca i moja decyzja o rzuceniu dotychczasowej pracy zaskoczyła mnie samą. Jednak, gdy człowiek idzie za swoim szefem i potyka się o słomę, która Mu z butów wypada to... nie ma miejsca na inną decyzję. Teraz kwitnę, mimo swoich już nie tak młodych lat. A tych ludzi, o których piszesz podziwiam. Coraz bardziej nabieram ochoty na odwiedzenie Twojego nowego miejsca na ziemi - tak kusisz tymi swoimi opowieściami. Pozdrawiam Ewa z gór

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkim Wam: rzucającym dotychczasowe życie, mniej lub bardziej ustabilizowane i wygodne, podejmującym nowe wyzwania, by wyjść naprzeciw swym marzeniom i pragnieniom, po prostu zazdroszczę. Pozdrawiam. Hanka

    OdpowiedzUsuń