imiona

Pani światła, kwiaty i bez nowych wieści

piątek, stycznia 31, 2025

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

- Jak chciałabyś się nazywać, gdybyś mogła sama wybrać sobie imię?
- Kiedyś marzyłam o niepopularnym imieniu, bo bycie Kasią w moim pokoleniu to był banał, ale teraz lubię być Kasią. Na pewno jestem jedyną Kasią w całej gminie, a może i dalej, więc mam wymarzoną oryginalność
- No dobrze, ale jakie imię myślisz, że do ciebie pasuje? 
- Lubię imiona z mitologicznymi koneksjami. Gaja mi się zawsze podobało. O! Wiem! Helena! Brzmi pięknie w każdym języku, a to też ważne. 
- A Penelopa? 
- Samo imię jest w porządku, ale przecież znasz historię Penelopy. Nie, dziękuję. 
- A Giuditta? Judith? 
- Judyta... - Imię takie sobie, ale kojarzy się o wiele lepiej niż ta nieszczęsna Penelopa. A według ciebie jakie imię do mnie pasuje? 
Krótką chwilkę się zastanawia, a potem zdecydowanym tonem mówi:
- Mariasole! 
Dusza się wzrusza...
- Naprawdę tak mnie widzisz? O zobacz ile fiołków! Zrobisz zdjęcie?

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Mariasole to piękne imię, które jest połączeniem Maria, z hebrajskiego Maryam i Sole, czyli słońce. Może być interpretowane jako: "Ukochana słońca" albo "Pani światła", uważa się, że kobiety noszące to rzadkie imię 
mają w sobie ogromne pokłady ciepła i empatii dla innych, niosą słońce, są pozytywne i radosne, kochają sztukę i żyją w zgodzie z naturą.

Rozczulił mnie fakt, że tak właśnie postrzega mnie moje Dziecko. Nawet jeśli ten mój wewnętrzny optymizm ostatnio szwankuje. 
Zdrobnieniem od Mariasole najczęściej jest po prostu Sole - Słońce. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Czwartek, tak jak się obawiałam, nie pozwolił uporać się ze wszystkim i najgorsze w tym wszystkim było to, że nie zdążyłam na czas odwiedzin do szpitala. Szczęśliwie i niespodziewanie odwiedził Mario nasz serdeczny przyjaciel i w chwili, kiedy zamknęłam komputer po ostatniej lekcji, przysłał mi długą relację z tej wizyty pełną nieco optymistyczniejszych słów. 

Ponieważ wyjazd do Faenzy nie doszedł do skutku, udał się choć skromny godzinny spacer na dwie pary nóg i fotografowanie kwiatów oraz zielonych pączków na gałązkach.

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Kilka piątkowych godzin znów upłynęło na szpitalnym korytarzu. Tym razem nie mam żadnych nowych wieści. Trzeba czasu - tylko tyle i aż tyle. Trzeba wykrzesać z siebie resztki pozytywnego myślenia i wiary, że będzie choć trochę lepiej. Trzeba udowodnić, że choć krztyna tej Mariasole we mnie jest. Nie ukrywam jednak, że wizyty w takich miejscach optymizmowi zupełnie nie sprzyjają. 

Styczeń schodzi ze sceny w deszczu. Tak też ma rozpocząć swój występ luty. Potem na szczęście idzie słońce. Kwiatów przybywa, niektóre gałązki pączkują. Książka stoi w miejscu. Błoto na buciorach już dawno obeschło...

Dobrego weekendu! 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Mario

Drugi dzień kosa i zadaniowość na najwyższym poziomie

czwartek, stycznia 30, 2025

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Żyję w rozkroku pomiędzy normalnymi biforkowymi obowiązkami, sprawami nadprogramowymi, które spadły na początku roku i szpitalem. To co wcześniej, jeszcze tak niedawno, było chronicznym brakiem czasu, dziś wydaje mi się, że było wakacjami. Staram się nie oszaleć, a w tej sytuacji jest to prawdziwe wyzwanie. Nie jest łatwo pogodzić teraz wszystko to, co spadło mi na głowę, a na myśl o kolejnej odwołanej lekcji robi mi się słabo. Muszę pracować, teraz jeszcze więcej niż wcześniej. 

Ilość spraw do ogarnięcia umysłem przytłacza. Jednocześnie wpisana w oprogramowanie mojego DNA zadaniowość nie zawodzi i nawet jeśli czasem z bólem głowy, z łzą na rzęsie, z nieprzespanymi nocami, to jednak jakimś cudem pcham to wszystko do przodu.    

Pociechą jest uśmiech Mikołaja, bliskość Bolońskiego Dziecka... i planowanie karnawału z grupą przyjaciółek. Kiedy bardzo późnym wieczorem usiadłam przy innym biforkowym stole przy kieliszeczku amaro i z grupą roześmianych kobiet wybierałam elementy fantazyjnego anturażu do naszego grupowego przebrania, przez chwilę moja głowa skupiła się tylko na odcieniach różu. I to było takie miłe, beztroskie skupienie... 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Takie momenty dla równowagi są potrzebne. 

Drugi dzień kosa również mija pod znakiem wiosny. Dopiero na przyszły tydzień zapowiadane jest ochłodzenie, ale przyszły tydzień jest dopiero za kilka dni, więc dziś nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Wszystko w życiu, życie całe potrafi się zmienić w jednej sekundzie.

Za dobre słowa dla Mario bardzo serdecznie dziękuję. W odpowiednim momencie każde jedno pozdrowienie przekażę. Oby ten moment nadszedł jak najszybciej. 

Dobrego dnia.

i giorni della merla

O tym jak dni kosa w tym roku zimę okłamują i o styczniowym armagedonie

środa, stycznia 29, 2025

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Jakby mi za mało było w ostatnich dniach emocji, we wtorkowy ranek w styczniowym pakiecie  kolejna atrakcja i potężna dawka adrenaliny... Nad Appennino - ty razem od strony Toskanii, mniej więcej na Marradi kończąc, zawisła bomba wodna i przy akompaniamencie piorunów i huraganu zrzuciła cały ładunek w niewiele ponad godzinę. Ludzie przez pół dnia odpompowywali wodę z piwnic, a Lamone przekroczyło najwyższy stan alarmowy o 70 centymetrów, bijąc tym samym rekord z 2014 roku. 

Patrzyłam z przestrachem na to co się dzieje za oknem i nie wierzyłam własnym oczom. Najprawdziwszy armagedon. Na szczęście - jakimś cudem nie było wielkich osuwisk, nie odcięło nas od świata i nie narobiło trwałych szkód. Wyglądało to tak czy inaczej jak sceny z katastroficznego filmu. Tak wysokiej rzeki, tak burej i znarowionej jeszcze w życiu nie widziałam

Zdjęcia zostały zrobione, kiedy woda już nieco opadła, ale w podklejonym wyżej linku jest kilkusekundowe nagranie tuż przed kumulacją.

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Zaczęły się dni kosa - są to trzy ostatnie dni stycznia uważane za najzimniejsze. W tym roku jednak i giorni della merla są zaprzeczeniem ludowego podania, a przysłowie mówi: Se i giorni della merla sono caldi, la primavera arriverà tardi (co znaczy, że jeśli dni kosa są ciepłe, wiosna przyjdzie późno). Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Jeśli zima ma coś jeszcze dla nas - może nie takie armagedony jak wczoraj - to lepiej niech się wykaże teraz, a nie kiedy już magnolie i mimozy wykipią kwiatami. 
Swoją drogą wczorajszy armagedon też bardziej pachniał wiosną niż zimą, nijak do styczniowego spokoju nie pasował.

Żonkile zaczynają już kwitnąć na wszystkich nasłonecznionych zboczach. W tym roku nie mam nawet czasu na ich celebrowanie. Wypatruję nieśmiało żółtych łebków w przelocie do sklepu albo do CasaGallo. Dopiero weekend być może da odrobinę wytchnienia - z naciskiem na być może, a nawet MOŻE... Wytchnienie to teraz pobożne życzenie.  

Nie mam nowych wieści o Mario. To znaczy wieści są bez zmian. Bardzo bym chciała napisać coś pozytywnego, ale trochę z tym trudno. 

"Przewidujesz jeszcze jakieś atrakcje na styczeń?" - zapytała O. w wiadomości, która wyświetliła się na telefonie. "Mam jeszcze trzy dni!" - odpowiedziałam chojracko i zaraz dodałam dla odczarowania rzeczywistości: "ja wszystko co złe na ten rok, postanowiłam rozładować w styczniu". 
Gdyby tak rzeczywiście było, że już nic się złego nie wydarzy... Nie ma jednak takiego prawa, które na kolejne miesiące zagwarantuje mi nietykalność w obliczu losu.
Niech ten los zrobi się łaskawszy.   


 

trudności

Żeby już było po płaskim...

wtorek, stycznia 28, 2025

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

W nocy zerwał się wiatr. Jeden z tych, które duszę brutalnie odzierają ze spokoju. Wietrzne noce są okropne. Nie ma mowy o spaniu. Deszcz to co innego - deszcz potrafi być jak kołysanka nawet dla najbardziej dorosłych "okruszków", ale wiatr... Taki wiatr to jak demon, diablę wcielone, jakby wszystkie koszmary na raz urządziły sobie imprezę. A po ostatnich dniach to już w ogóle nie do zniesienia... 

O 2.00 wstałam posprawdzać okiennice. Co chwila coś się gdzieś tłukło, waliło z hukiem, gwizdało. Zwariować można. Wstawałam jeszcze kilka razy i tym samym spanie poszło w zapomnienie. 

Noce w ogóle są trudne. Nocą wszystko wydaje się bardziej skomplikowane i bez wyjścia, nocą problemy pęcznieją, a strach jest jak Gandalf, który pręży się nad Bilbo, kiedy ten chce zatrzymać pierścień. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Poniedziałek nie zaczął się w dobrym nastroju i tak naprawdę w jeszcze gorszym skończył, choć paradoksalnie przyniósł kilka bardzo dobrych wieści. Może to tylko zmęczenie, wyczerpanie organizmu, może za dużo tego wszystkiego na jedną głowę... 

Po pierwsze Mario stan się poprawił i wieczorem został przeniesiony do szpitala bliżej domu. Oczywiście, kiedy na moim telefonie wyświetliło się przychodzące połączenie "Ospedale Cesena" życie stanęło w miejscu. Na szczęście kilka sekund potem wzięłam głęboki oddech, a serce znów zaczęło bić normalnym rytmem. 

Po drugie Bolońskie Dziecko kolejny egzamin zdało koncertowo i przed kolacją dotarło stęsknione do Biforco.

Po trzecie przyjechała Ellen, wyciągnęła na spacer, na aperitivo, wysłuchała, przytuliła, zrozumiała...

W tym wszystkim jednak poczułam jak zapadam się w sobie. Znów narosły stare problemy, znów łamałam sobie głowę jak wszystko poukładać, nijak nie umiałam zaznać spokoju i spojrzeć na wszystko z dystansem. Kiedy kładłam się spać, byłam zagubiona jak dziecko, przestraszona, zmęczona, z ogromnym ciężarem na duszy, więc wiatr, który rozhulał się w nocy był tylko przysłowiową oliwą do ognia niepokoju. 

Przez ostatnie wydarzenia zaniedbałam książkę - wiadomo, są rzeczy ważne i ważniejsze. Gnębi mnie jednak poczucie, że ze wszystkim mi tak bardzo pod górę. Dosłownie ze wszystkim! I choć sama zawsze podkreślam na trekkingach, że wolę wchodzić niż schodzić, to teraz bardzo potrzebuję, żeby przez chwilę było "po płaskim". 

Wiatr przywiał nieprawdopodobnie ciepłe powietrze. Termometr w nocy pokazywał 14 stopni. Dziś znów dzień wypełniony po brzegi - lekcje, szpital i dalsze główkowanie jak ze wszystkim się poukładać. 

Dobrego dnia.
Ps. Uśmiechnięte zdjęcie trochę na przekór dla odczarowania złego.


Mario

Próba powrotu do nowej codzienności i zdjęcia niepublikowane

poniedziałek, stycznia 27, 2025

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Ostatnie dni były jak matriks. Trzeba jednak powoli wrócić do "normalności" - cokolwiek znaczy to słowo. Normalność oczywiście musi być nieco przeorganizowana, dlatego, że teraz wpisane są w nią częste wycieczki do Ceseny. 

Nie chcę już każdego dnia zdawać szczegółowych relacji na temat Mario. On sam nie lubi zamieszania wokół własnej osoby. Oczywiście wszyscy się tu o niego martwią, więc jak tylko pojawią się nowe wieści, natychmiast się nimi podzielę. Ja sama też potrzebuję wrócić do dawnego rytmu, a życie musi się przecież toczyć dalej.

Ostatnie dni pokazały mi, że nie jestem w Marradi sama. Zostałam otulona troską, ciepłem i uwagą, a dla odwrócenia mojej uwagi od trosk, wyciągnięta z domu w sobotnią noc i wciągnięta nawet do organizacji grupowego przebrania na karnawał.

Styczeń powoli dobiega do mety. Za dwa dni zaczną się słynne dni kosa i wygląda, że w tym roku kompletnie rozminą się z ludowym podaniem. Przynajmniej w Marradi na ten moment jest ciepło i bardziej wiosennie niż zimowo. Taka też aura ma być w kolejnych dniach... Oczywiście przed nami cały luty i na pewno zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Słońce w Marradi zajdzie dziś o 17.17. To znaczy, że dzień jest już dłuższy od najkrótszego o prawie 40 minut. Bolońskie Dziecko mierzy się dziś z egzaminem kobyłą, a potem wsiada w pociąg i na kilka dni wraca do rodzinnego gniazda. Cieszę się, że pobędziemy razem, bo wszystkim jest to bardzo potrzebne. 

Poniedziałek zapowiada się bardzo intensywnie i już się martwię, czy ze wszystkim się uporam. Cały dzień zaprogramowany jest w biegu i na czas. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Chcę też wrócić do tematu mojej nowej strony www. Niezmiennie zapraszam Was do "oswajania" nowego. Adresy nie zostały jeszcze podmienione, bo jak łatwo sobie wyobrazić, w tych dniach nie miałam do tego głowy. Mam jednak nadzieję, że w tym tygodniu wreszcie nowa strona będzie już tą właściwą, bo pisanie na dwa fronty przy obecnym natłoku dodatkowych zajęć - jak choćby wyprawy do Ceseny - jest niemożliwością. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Przy okazji kilka słów o zdjęciach i wyglądzie strony. Większość Czytelników bardzo pozytywnie odniosła się do zmian i bardzo za to dziękuję. Oczywiście nie każdemu wszystko będzie się podobać, ale to w końcu mój "dom" i urządziłam go po mojemu, a treść pozostaje przecież ta sama, bo ja to nadal ja. 

Duży kłopot miałam na jesieni z wyborem zdjęcia głównego. Chciałam, żeby znów był na nim kamienny dom - niezależnie od pory roku, tak jak na początku, kiedy powstał blog. Chciałam też, aby było to nowe zdjęcie, wcześniej niepublikowane.  

I tak w pewne niedzielne, wrześniowe popołudnie, kiedy wracaliśmy z Modigliany z Feste dell'Ottocento zatrzymaliśmy się przy opuszczonym domostwie, obok którego przejeżdżałam w tych latach niezliczoną ilość razy, ale nigdy wcześniej nie zaszczyciłam go nawet jednym kadrem.

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Usiadłam w mojej ukochanej tiulowej spódnicy na kamiennych schodkach pod zielonymi drzwiami, a Mario - jak zawsze w takich chwilach - biegał z Nikonem szukając najlepszego ujęcia. 
Dziś dopiero pomyślałam, żeby opublikować te zdjęcia. 

Dobrego tygodnia!

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej





    

Mario

Małe kroczki do przodu, Leonarda, Franca i wózek

niedziela, stycznia 26, 2025

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Stabilnie. Może nawet mały krok do przodu. Kroczek. Mikroskopijny, ale do przodu.  Jest ciężko i na pewno jeszcze długo nie będzie lżej. Jestem przerażona perspektywą najbliższych tygodni, a może miesięcy. Z drugiej strony moje przerażenie to nic w porównaniu z tym, jakie emocje targają Mario. A te wiem, że nie dają mu spokoju, za dobrze się znamy. 

W sobotę odcięłam się od wszystkiego. W sobotę egoistycznie podarowałam sobie samej czas uważności dla mnie samej, czas lekki, refleksyjny, a nawet rozrywkowy. I tego mi było trzeba, bo dziś próg "Intensywnej" przekroczyłam wzmocniona. 
 
Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Dwa dni temu przy wypisywaniu litanii do Mario wspomniałam o moim wózku na zakupy i ułamanym kółku. Mario zabrał wtedy wózek do naprawy, ale nic nie zdziałał i wózek poszedł do kosza. To też wskazuje tylko na to, jaki ciężar dźwigałam wcześniej na plecach. Lepsze złamane kółko niż chory kręgosłup. Tak czy inaczej dziś wśród kilku z trudem wypowiedzianych zdań usłyszałam:
- Zostaw w drzwiach kartkę dla kuriera, żeby przesyłkę zostawił Leonardzie, bo jak nie odbiorę to odeślą z powrotem. Zamówiłem ci nowy wózek. 
Cały Mario. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Niedaleko CasaGallo zakwitły żonkile. Wypatrzyłam je przy drodze, kiedy poszłam "ogarmąć" zimny dom tęskniący za właścicielem. Zaraz dojrzała mnie ze swojego okna Franca - sąsiadka i przydreptała dziarsko, choć jej nogi ze starości już odmawiają posłuszeństwa.   

- Jak Mario? Dlaczego to się stało? Co ja tu bez niego zrobię... Taki dobry człowiek. Przyjdź do mnie czasem na kawę! Wszyscy uwielbiamy Mario, ale ciebie też, wiesz o tym? - bierze mnie pod rękę z babciną czułością - Dio mio... 
- Będzie dobrze. Musi. Weź te pomidory, szkoda, żeby się zmarnowały. 
- Może jednego. 
Weź dwa, ja dwa i ty dwa.  
- Teraz już idę, bo ciemno się robi, a ja nie mam latarki. 
- Uważaj na siebie!
- Będzie dobrze! - pocieszam Frankę i siebie chyba też. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Leonardę spotkałam wcześniej, jak tylko minęłam tabliczkę Biforco. 
Jej biała panda zatrzymała się na środku drogi, żeby tylko zapytać:
- Jak ty się czujesz? 
- Ja? - aż się upewniłam, czy na pewno mnie miała na myśli. 
- Ty.
- Dziś lepiej, już się nie trzęsę. Dziękuję, że o mnie pomyślałaś. A ty? Przykro mi, że na ciebie trafiło, ale gdyby nie ty...
- Ja też już się nie trzęsę, ale do wczoraj cały czas trzęsły mi się nogi. 

Leonarda musi być bardzo twardą kobietą. Dobrze, że była. Co by było, gdyby nie Leonarda w czwartkowe przedpołudnie... Lepiej nie myśleć. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Mario

Nowe wieści i moje odcięcie prądu

sobota, stycznia 25, 2025

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Bez zmian, stabilnie, a to znaczy, że nie gorzej, choć nie znaczy też, że dobrze. Czas rozdaje karty. Pozostaje mieć nadzieję, że będzie lepiej. Jednocześnie wiadomo, że nie będzie tak, jak wcześniej.

Jestem w pierwszej linii frontu do rozmów z lekarzami, do formalności, itp. Momentami trudno mi się w tym odnaleźć, ale działam jak robot, jestem zadaniowcem. Chyba nie zdawałam sobie sprawy jak wielkim zaufaniem darzy mnie prawdziwa rodzina Mario. 
 
- Parente? (krewna) - pytają za każdym razem nowi lekarze i pielęgniarki. 
- Amica (przyjaciółka) - odpowiadam. 

Padają szczegółowe pytania, na które - jak się okazuje - tylko ja znam odpowiedź. Potem płynie wywód pełen trudnych słów, których wolałabym nigdy nie poznać. Mijają godziny. Za szpitalnym oknem świat tonie w słońcu. Jest prawie wiosna. Normalnie już byśmy główkowali, gdzie wojażować w niedzielę, licytowali się kto więcej znalazł kwiatków, a tu świat stanął na głowie. Oglądam ostatnią niedzielną rolkę i nie mogę uwierzyć... Wydaje się, jakby to była jakaś inna, alternatywna rzeczywistość. 

W piątek po kilku godzinach opuszczamy z bratem Mario oiom. Przed wyjściem ze szpitala Franco wstępuje do baru i ciągnie mnie za sobą. 
- Co chcesz? 
- Nic. 
- Nic? Jak nic? 
- Może wodę... 
- Trzeba coś zjeść. 

Rzeczywiście niewiele jadłam w tym tygodniu. Tyle co nic, ale żołądek zawiązany na supeł, więc jak tu myślec o jedzeniu? Poza tym czuję jak moja "zadaniowość" zaczyna się rozpływać w emocjach, które potrzebują znaleźć ujście. Oczy wilgotnieją. Wilgotnieją mi już potem przez cały wieczór. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

- Masz wieści od Nico? - pyta Franco, kiedy mkniemy autostradą. 
W tym wszystkim Mikołaj ma w piątek drugie podejście do egzaminu na prawo jazdy. Idealne warunki, pełen spokój ducha... 
- Jeszcze nie. 
- Będzie dobrze. 
- Wątpię. Mam same złe przeczucia. Chyba zgubiłam mój optymizm. Chciałabym, żeby choć jedna rzecz dobrze poszła...

Dziesięć kilometrów przed Marradi w końcu przychodzi wiadomość w stylu Mikołaja: "Zdał". 
- Nico ce l'ha fatta! (Nico się udało) - referuję Franco i obydwoje się rozpromieniamy. 

- Zostaw mnie w Marradi. Muszę zrobić zakupy i chyba potrzebuję się przejść.  
- Musisz rozładować napięcie, co?
- Muszę. 

Spacer dobrze mi robi. Przed powrotem do domu zatrzymuję się w barze. I kiedy tak siedzę sama przy stoliku, to uświadamiam sobie jeszcze bardziej, czym jest taki zwykły bar w małym miasteczku. To jak spokojna przystań. Człowiek nie przychodzi tu tylko na kawę czy aperitivo. Tu się jest z ludźmi, tu otula ciepła atmosfera. Tu człowiek nie jest sam, nawet jeśli sam siedzi przy stoliku. 

Kiedy docieram do domu, czuję jak z minuty na minutę "odcina mi prąd". Nico świętuje z przyjaciółmi swoje prawo jazdy - jest jakiś mecz w Biforco, a on wchodzi w rolę taksówkarza - tego przywieź, tego odwieź, pięknie, że tak się z nim wszyscy cieszą. 

Rozpakowuję zakupy, a wzrok pada na leżący na szafce pendrive. Mario dał mi go na początku tygodnia:
- Załaduj swoje najlepsze zdjęcia z ostatnich czasów, zrobię ci nowe wideo. 
Załadowałam, ale nie zdążyłam go już zwrócić. 

Kolację jem sama w ciszy. Dopada mnie w końcu głód. Na telefonie migają nowe wiadomości, a ja czuję, że już nie mam siły na nie odpowiadać. Przepraszam więc, tych, którzy pozostali bez nowych wieści. Wiele osób martwi się o Mario, bo wiele osób zna go osobiście i darzy szczególną sympatią. Mario to osoba, której zwyczajnie nie sposób sympatią nie darzyć. 

Po dwudziestej padam na łóżko. Nagrywam jeszcze wiadomość do Mikołaja, ale rano znajduję ją w zawieszeniu, widocznie prąd odcięło mi, nim kliknęłam wyślij. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Obudziłam się o piątej rano - dosłownie dwie minuty przed brzęczeniem budzika. Miałam wrażenie, że spałam sto lat. Poczułam się w końcu jak telefon, któremu naładowano baterię do końca, a nie na pół gwizdka. 
Dziś po pracy nigdzie nie jadę. Franco zdecydował, że wrócimy do Ceseny w poniedziałek. Mam nadzieję, ogromną nadzieję, że zastaniemy Mario w lepszej formie. Dziś uciekam w góry. Potrzebuję tlenu w dosłownym znaczeniu tego słowa. 
Za troskę i wszystkie dobre słowa bardzo dziękuję. Ten wpis również pozostanie tylko tu, bez krążenia po social media. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Mario

Potrzeba dobrych myśli

piątek, stycznia 24, 2025


- Mario... Buty mi się rozkleiły, naprawisz?  
Naprawił. 
- Mario... Urwało mi się kółko od wózka, a wózek jest pełny. 
Przyjechał, odstawił zakupy do domu, kółko zabrał do naprawy. 
- Mario... Bardzo pada, a Mikołaj wysiada w Marradi i nie ma parasola. 
Pojechał, odebrał, przywiózł suchego pod dom.
- Mario... Goście chcą zjeść grilla.
Zrobił, wszyscy najedli się po królewsku. 
- Mario... Dziś mi bardzo smutno, bo... 
Przyjechał, zabrał na łąki, na szlak, nad rzekę, o nic nie pytał.

Środa rano, czarny świt, siedzę przy lekcjach. Na telefonie wyświetla się wiadomość. 
"Finestra👋".
Przepraszam moją uczennicę, biorę komputer do ręki i podchodzę do kuchennego okna. Mario ubawiony macha mi z mostu. Zaraz ruszają na polowanie.

Czwartek zapowiada się bardzo spokojnie. Mam wolne popołudnie i pierwotnie nawet miałam zamiar spędzić je we Florencji, ale ostatecznie wygrywa rozsądek. Muszę pisać, nadgonić z innymi zaległościami, wystawa poczeka. W południe pędzę do Marradi, bo w czwartki przyjeżdża z Romanii sprzedawca ryb. Myślę sobie, że ponieważ mam czas, to zjemy z Mikołajem po królewsku. Kupuję siatkę vongoli na obiad i kawałek okonia na kolację. W domu rzucam zakupy na stół i najpierw zerkam do internetu jak tam zamieszanie wokół mojej nowej strony. Jestem pełna entuzjazmu, ustawiam statyw i zaczynam nagrywać podziękowania za tak miłe i pełne zrozumienia przyjęcie zmian. Jedna próba, druga, piąta, dziesiąta. Nareszcie udało się zmieścić z sensem w czasie. Składam statyw i w tym momencie na telefonie wyświetla się nadchodzące połączenie. Franco. Brat Mario. 
- Caterina...
Już wiem, już czuję przez skórę, że stało się coś złego, bardzo bym chciała, żeby nie mówił dalej... 

Nagrywam szybko Mikołajowi wiadomość, że z obiadem musi poradzić sobie sam. Franco pół godziny później podjeżdża pod mój dom. Jedziemy aż do Ceseny, tam został zawieziony Mario. To dobrze. To chyba drugi najlepszy szpital w całych Włoszech. Wcześniej wstępujemy do CasaGallo po dokumenty, telefon... W kuchni, która zawsze otulała ciepłem panuje chłód. Do tego nadal widać to, czego w życiu nie chciałabym zobaczyć. 

Całe popołudnie do wieczora spędzamy pomiędzy pronto soccorso i półintensywną terapią. Pocieszam się, że to "pół" znaczy, że nie jest bardzo źle. Chciałabym w to wierzyć, tylko rozsądek nie chce być optymistą. 

Kiedy w poniedziałkowy wieczór zmaltretowana troskami innych kładłam się spać, nie przypuszczałam jeszcze, że poniedziałek będzie niczym w porównaniu do tego, co przyniesie czwartek. 

Przez cały czas wczoraj byłam twarda jak skała, a może byłam po prostu w szoku. Dziś się rozsypałam. Nie chciałam nawet pisać, ale pisanie przez całe życie pomagało w różnych momentach. Porządkuje myśli. Nie będzie szczegółów z szacunku do Mario prywatności - napiszę tylko, że on teraz potrzebuje dobrych myśli. Dobrych myśli i chyba przede wszystkim cudu. 

Patrzę na tą ostatnią wiadomość i mam przed oczami jego sylwetkę jak macha mi z mostu. Chciałabym, żeby znów zadzwonił, napisał, wysłał głupi skecz, ale tak się ani dziś, ani jutro na pewno nie stanie. Telefon leży u mnie na stole. 

Kiedy dziś rano przeglądając nasze zdjęcia dotarło do mnie, że te dwa na szybko wybrane oddają dokładnie ostatnie kilkanaście lat. Za moimi plecami w każdej sytuacji zawsze stał Mario i mam nadzieję, że tak będzie nadal. Zawsze pierwszy do pomocy, pierwszy do wychwalania mnie, do wspierania, do fotografowania, bez oczekiwań, bezwarunkowo, nigdy nie zawiódł. 

Jeśli nie pojawią się wpisy w najbliższych dniach, to dlatego, że potrzebuję ciszy, a jeśli będę mogła podzielić się dobrą wieścią, zrobię to natychmiast. Poproszę też o uszanowanie prywatności. Ten wpis nie będzie udostępniony w social mediach.


matura

Ukłon za życzliwe przyjęcie i pierwsza porcja maturalnych nowinek

czwartek, stycznia 23, 2025

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Życzliwe przyjęcie nowego Domu z Kamienia przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Bardzo Wam za to dziękuję. Przez dwie noce ze stresu nie mogłam spać, a tu okazało się, że ten stres był na wyrost. Domyślałam się, że oczywiście nie każdy do tej zmiany podszedł entuzjastycznie, ale tym którzy wczoraj dobrym słowem raczyli, testowali, komentowali - z serca jeszcze raz wielkie GRAZIE! 
Z usterek zgłaszaliście tylko, że zdjęcia z zakładki "oferta" się nie otwierają czy też są białe. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale sprawdzam, bo taki obraz miało kilka osób. Komentarze działają, mam nadzieję, że działa też formularz kontaktowy. Kuchnia jest podpięta w tekście "o mnie". Kiedy już stanę na nogi pomyślę również o osobnej stronie kulinarnej, bo ta i tak jest przeładowana informacjami. 

Jeszcze przez chwilę piszę na dwa fronty, ale będzie mi miło, jeśli już powoli wszyscy zaczną się przyzwyczajać do nowego miejsca. 

Profesjonalna strona www była moim celem na 2024, prawie się udało. Taki niewielki poślizg to chyba drobiazg. Ważne, że już jest i działa. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Wczorajszy świt malował się takimi kolorami, że aż odwracał moją uwagę od lekcji. Płomienny róż trwał dosłownie kilka minut, potem ogień zaczął przygasać i niebo wymalowało się w kremowo błękitne pastele. 

Środa była bardzo intensywnym dniem. Nie znalazłam nawet chwilki na pisanie, a to niedobrze - to znaczy, że nie zawsze udaje mi się wytrwać w moim postanowieniu. "Za karę" dziś odmówiłam sobie wyjazdu do Florencji i wolne popołudnie mam zamiar przeznaczyć na pracę nad książką. 

W Domu z Kamienia powoli zaczynają powracać tematy około maturalne i uniwersyteckie. BTW... mam nadzieję, że do czasu egzaminów nie osiwieję do końca. Wczoraj przy kolacji rozmawialiśmy o przygotowaniach i nauce i pomyślałam sobie, że ponieważ szkolne tematy dla wielu Czytelników są szczególnie interesujące - podzielę się ciekawostką odnośnie lektur. 

W liceum (przynajmniej moich dzieciaków) nie ma czegoś takiego jak "lista lektur obowiązkowych". Poza tym, że przez trzy lata bardzo wnikliwie przerabia się Boską Komedię - jedna część na rok i do każdej z nich jest osobny podręcznik - to nic innego w ten sposób się nie wałkuje. 

Wiadomo jednak, że do matury trzeba podejść z rozszerzonymi nieco horyzontami, więc wczoraj dzieciaki dostały listę polecanych książek, które MOGĄ pomóc w napisaniu dobrze matury oraz - co ciekawe - listę filmów do obejrzenia! Od samego patrzenia na tytuły, aż jęknęłam z zazdrości i jeszcze raz skrzywiłam się na wspomnienie mojej pani od polskiego. 

Wśród książek między innymi tacy autorzy jak: Steinbeck, Kafka, Hemingway, Flaubert, Tołstoj, Fitzgerald, Kundera, Marquez, Mann, Pirandello, Svevo, Beauvoir i inni... Na wschód od Edenu, Pożegnanie z Bronią, Anna Karenina, Czarodziejska Góra, Proces, Pani Bovary, Sto lat samotności, Il Fu Mattia Pascal, Coscienza di Zeno... Same rarytasy! 

Ja do mojej matury podeszłam bardzo na serio i postanowiłam przeczytać wszystkie lektury. Tylko jak dziś nad tym się zastanawiam, to w ogóle nie było w tym klasyki światowej... - chyba jedynie Proces Kafki. Wszystkich pozostałych autorów odkrywałam sama dopiero na studiach i jeszcze później, a do literatury obozowej zniechęciłam się na całe życie. 

Z filmów: Lista Schindlera, Pianista, Zielona Granica, Matrix, Oppenheimer, Dunkierka, 2001 Odyseja Kosmiczna, Blade Runner, Szklany Klosz... 

Te wszystkie tytuły - tak jak wspomniałam - nie są obowiązkowe. To tylko sugestia ze strony nauczycielki języka włoskiego, bo tu już sam dyplom maturalny do czegoś zobowiązuje.

Swoją drogą aż mi się wierzyć nie chce, że Bobas szykuje się do matury... 

Pięknego dnia!

Dom z kamienia

Nowy wirtualny Dom z Kamienia

środa, stycznia 22, 2025

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Praca nad nową stroną zaczęła się rok temu. Przy natłoku zajęć zarówno moich jak i projektanta, nie było możliwości, żeby się uporać z tym wcześniej, choć pierwotnie miałam nadzieję, że ta premiera nastąpi już jesienią. Wyobrażam sobie, że wielu Czytelników pokręci nosem i nie pochwali tej zmiany, bo wszyscy przyzwyczajamy się do starego i zmiany bywają trudne. Ja sama dostaję szału, kiedy Skype czy Instagram zmieniają interface. Dlaczego zatem porwałam się na tak generalny remont Domu z Kamienia - choć w tym przypadku to nawet nie remont, tylko kupno nowego domu, jak przejście z wynajmowanego na własne...

Zaczęłam pisać blog w 2012 roku. Szybko to pisanie stało się moim codziennym rytuałem - tak jak już wiele razy przez te lata tłumaczyłam - miało był próbą przed wydaniem własnej książki, sprawdzeniem, czy ktoś w ogóle będzie zainteresowany tym, co mam do opowiedzenia, czy moje pisanie będzie się podobać. 

Szybko w blogowanie zaangażowałam się całym sercem i nim się zorientowałam, przeszło w fazę pracy na pełen etat. Na początku miało mi pomóc radzić sobie z tęsknotą za Italią, ale kiedy już Italia stała się moim domem, z tego blogowania zrobiła się telenowela i kronika zapisków z włoskiej ziemi, w której przewijają się smutki i radości dnia codziennego, sukcesy i porażki zarówno moje jak i dzieci, zwykłości - jak kwiatki, deszcz czy pomidory z ogródka. Poza tym są opowieści o miejscach, o ludziach, o zwyczajach, o języku, o literaturze, o muzyce, o sztuce, kuchni. Są retrospekcje z dawnych czasów oraz marzenia i plany na przyszłość. 

Praca dzięki, której mogę się utrzymać, po sezonie zajmuje mi 8 czasem 9 godzin dziennie. W sezonie dochodzą do tego turyści, sesje zdjęciowe, opieka nad trzema apartamentami wakacyjnymi, czasem śluby. Poza tym piszę książki - mam nadzieję, że ta czwarta nie będzie kazała długo na siebie czekać. I w końcu jest blog - stworzenie wpisu każdego dnia to kilka godzin. Sama tak się teraz zastanawiam jak to wszystko mi się spina? 

Oczywiście często zarywam noc - nie inaczej było dziś, kiedy dzień zaczął się już o 3.30. Codzienne blogowanie, jeśli ma być opatrzone zdjęciami, jeśli ma być czymś więcej niż jednym byle jakim zdaniem, jest naprawdę pracochłonne. Wpis to nie tylko wystukanie słów na klawiaturze. Czasem, żeby pojawiły się słowa, najpierw muszą być wyprawy, wystawy, spotkania, przedreptane kilometry, dziesiątki zdjęć, musi być przy tym uważność, refleksja i skupienie. 

Kiedy powstaje wpis, który jest też przekazaniem wiedzy na temat miejsc czy artystów, dodatkowy czas to douczanie się, zgłębianie, czytanie źródeł, poszukiwanie wiarygodnych informacji. Powiedzmy sobie wprost - blogowanie jakie sama wybrałam, to praca na pełen etat. 

Nie zaczęłam robić tego dla pieniędzy, tylko z potrzeby serca i nadal ta potrzeba serca jest i będzie na pierwszym miejscu. Dom z Kamienia na pewno nigdy nie będzie miał wpisów w stylu "dziesięć miejsc, które trzeba zobaczyć we Florencji", "piętnaście nadmorskich miejscowości na wybrzeżu Adriatyku", czy "dwadzieścia najlepszych pizzerii w Toskanii". To nie ten rodzaj bloga. Wolę pozostać wierna samej sobie i pisać w moim własnym stylu. Jednocześnie mam nadzieję, że nowa strona otworzy możliwości nowych działań, że dam sobie szansę na nową współpracę i wreszcie to, co robię, będzie bardziej widoczne. 

Nie ma nic złego w tym, jeśli to moje pisanie, zaangażowania, zacznie też przynosić korzyści materialne? Nikomu tym krzywdy nie zrobię, a mnie samej i dzieciom mogę ułatwić życie - jeśli oczywiście się uda! Gdyby blog pozostał w takiej formie jak dotychczas, o takiej szansie nie mogłabym nawet marzyć. Prawa internetu są bezlitosne. Ta zmiana była po prostu konieczna. 

Po 13 latach można powiedzieć, że doczekałam się porządnego wirtualnego Domu z Kamienia - na początek przynajmniej tego. 

Zmienia się szata graficzna, zmienia się prezentacja tego, co robię, ale blog i codzienne pisanie, choć w nowej szacie, nadal pozostaną bez zmian. Jeszcze przez jakiś czas będę pisać na dwa fronty, testując czy nowa strona daje radę - dlatego wciąż zakładka blog będzie odsyłała pod stary adres. Za jakiś czas tutaj pozostanie tylko archiwum, a moja działalność będzie się już rozwijać na nowym. 

Dziś zapraszam Was zatem oficjalnie w nowe progi (adres jeszcze roboczy) www.start.domzkamienia.com. Klikajcie, testujcie, komentujcie i rozgośćcie się. Jeśli wyłapiecie błędy, niespójności - piszcie śmiało. Na pewno są takie we wpisach, bo w ostatnich miesiącach nie zawsze miałam czas, żeby wszystko sprawdzić, kiedy kopiowałam tekst i zdjęcia. Bardzo jestem ciekawa Waszej opinii, liczę też na zrozumienie i na to, że nadal będziecie mnie odwiedzać.

Pięknego dnia!

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Świt 22 stycznia w Biforco



blue Monday

Wszyscy jesteśmy Werterami

wtorek, stycznia 21, 2025

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Tak jak weekend rozczulił, dopieścił, omamił widokami, wprawił w dobry humor, tak poniedziałek znokautował, rozłożył bezlitośnie na łopatki. Wszystko zaczęło się po obiedzie, jak z rękawa zaczęły napływać smutki z każdej strony, nagle poczułam się jakby mnie ktoś z zaskoczenia sieknął po kolanach kijem do baseballa. Nie wiem tak naprawdę jak to jest, ale widziałam na filmach - na pewno bardzo boli i ścina z nóg. 

Trochę pomógł spacer w deszczu - dziesięć kilometrów bez zmiłowania - jednak potem smutki miały swój ciąg dalszy i ostatecznie dzień, który miał być lekki i przyjemny, a z racji odwołanych lekcji spędzony na pisaniu, zakończył się dyndaniem łez na rzęsach - z bezsilności, z niemocy, z przerośniętej empatii, z niebezpiecznie dla zdrowia rozchulałej wrażliwości. 

Przed snem, czekając na wygaszenie się pieca, skrobałam w notesie myśli, które tłukły się po głowie i nawet to mi nie wychodziło. Raczej nie zdarza mi się kreślić w moich zapiskach, ale wczorajsze wersy są jedną wielką łamigłówką, bazgrołami i sama dziś zachodzę w głowę - co autorka miała na myśli. 

Wraz z miłością do gór, z potrzebą pisania, z uwielbieniem sztuki, z szaroniebieskimi oczami i bujnymi włosami, przekazałam moim dzieciom w genach ciężki bagaż - wspomnianą wcześniej nadwrażliwość. 
Ktoś powie - to piękne, trzeba nam wrażliwości, żeby więcej było takich wrażliwych! I patrząc z boku pewnie rzeczywiście słodko i wzruszająco to wygląda, ale dla posiadacza tej cechy, niektóre momenty, na które ktoś inny machnie ręką, zaklnie pod nosem, są drogą przez mękę. Och jak my dużo ostatnio rozmawiamy o Cierpieniach młodego Wertera. Mam wrażenie, że wszyscy jesteśmy Werterami. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

A jeśli o Werterze mowa, to niezmiennie na to hasło przypomina mi się jedno z moich licealnych cierpień...

Klasówka z języka polskiego, druga klasa liceum. Wybieram jak zawsze temat wolny, bo tylko w takich mogę się literacko wykazać. "List zakochanego targającego się na własne życie z powodu nieszczęśliwej miłości". Łapię za długopis i piszę sercem, emocjami, piszę trzynastozgłoskowcem, bo chcę przydać mojemu szkolnemu wypracowaniu prawdziwego artyzmu. Wszystko to spontanicznie na lekcji. Samo mi przychodzi, jak zawsze.  

Kilka dni później nauczycielka, która nawiasem mówiąc przy każdej okazji upokarza mnie jak umie, oddaje prace i czyta oceny. Czaja 1. Słownie - jedynka. Ale jak to? Nawet klasa tym razem się dziwi? Jaka jedynka? Dlaczego? "Praca jest nie na temat" - pada lapidarne uzasadnienie nauczycielki. Szach Mat. Jesteś do kitu i pogódź się z tym.     

To jest gwóźdź do trumny. Kilka miesięcy później, po tym jak dostaję na koniec roku 1 z polskiego, po tym jak nie zdaję z tego przedmiotu nawet egzaminu komisyjnego (komisją przewodzi ta sama ulubiona pani) wylatuję z liceum z hukiem. Dwa lata póżniej zdaję maturę koncertowo - zwłaszcza z języka polskiego, trzy lata później dostaję się na polonistykę UW. Trzydzieści kilka lat później na półkach księgarnianych stoją trzy moje książki. Cierpienia młodego Wertera zawsze z tamtym momentem będą mi się kojarzyć.
Polonistyki ostatecznie nie skończyłam, ale nie przez niemoc intelektualną, tylko z zupełnie przyziemnych powodów, jakimi są... finanse. 

Wystarczy już marudzenia. Podobno wczoraj był blue Monday, więc chyba wpisałam się w klimat idealnie. 

Na koniec jeden miły akcent. Nowa strona Domu z Kamienia jest już gotowa. Robię ostatnie poprawki, uzupełniam, zmieniam i mam nadzieję, że najdalej jutro zaprezentuję ją światu. Przez chwilę Dom z Kamienia będzie działał tu i tu - dopóki się wszyscy nie przyzwyczają. Potem grzecznie Was poproszę, żebyśmy już wszyscy poszli na odświeżone salony. 
To dalej ten sam blog, to dalej ja, to dalej moje codzienne bajanie, tylko w trochę bardziej profesjonalnej okrasie. 

Pięknego dnia!

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej



Mugello

Od słońca do jeziora - po bezdrożach Mugello

poniedziałek, stycznia 20, 2025

Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka

W niedzielny styczniowy poranek, zaraz po tym jak wróciłam z mojego mglistego, nabożnego trekkingu, napisałam do Mario krótką wiadomość: "W Mugello jest słońce. Bez zobowiązań". 

Podjechał pod mój dom punktualnie o 13.00. Nawiasem mówiąc niezmiennie zadziwia mnie fakt, jak bardzo przez te lata nauczyłam Mario punktualności. "Upierdliwość" czasem się opłaca, a ja w tej dyscyplinie mam doktorat. 

Ruszyliśmy w stronę Passo della Colla, ale planu poza tym, że Mugello, nie mieliśmy żadnego. Nawet cienia planu, ani ani, nic, zero, nulla. 

- Mówisz, że w Mugello słońce? - pytał Mario wątpiącym głosem patrząc na chmury rozciągające się na łąkach Casagli - boh...  
- Nie wiem, nie byłam. W razie skuchy zażalenia do meteo.it. 

Oczywiście szarości na przełęczy w ogóle nie muszą świadczyć o tym, jaka - nie tyle nawet pogoda - co wręcz pora roku, panuje po drugiej stronie Appennino. I rzeczywiście, tym razem już od Ronty, królowała wczesna wiosna. 

- Wow! Inny świat, prawda? 
- Gorąco - Mario ściągnął czapkę i zaraz zjechał na pobocze, żeby zrzucić wierzchnią warstwę garderoby. 
 
Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka

- No dobrze, to co teraz, jak już jesteśmy w Mugello - zapytał, kiedy lżejszy o kapotę znów usiadł za kółkiem.
- Nie wiem. Ja powiedziałam tylko, że w Mugello jest słońce.
Za oknem migały zielone łąki, szpalery cyprysów i drapakowate winnice.

- A pamiętasz ten kościółek, który znaleźliśmy kiedyś w polu?
- Który? Za każdym razem znajdujemy jakiś kościółek. Ten ponad Lago?
- Nie, nie, to było z zupełnie innej strony. Nie mogliśmy wygodnie do niego dotrzeć, bo cały był otoczony pokrzywami i jeżynami.
- Tam gdzie były maki?
- Maków ja nie pamiętam. To musiała być mniej więcej ta pora co teraz.
W archiwum bloga wystukałam słowa klucze i zaraz wyświetlił mi się wpis na temat miejsca, o którym mówił Mario. Kościółek znaleźliśmy w czerwcu 2023 roku i dookoła rzeczywiście kwitły maki. 
- To było w okolicach Sant'Agata...
- A żebym ja tak pamiętał, gdzie było to jeziorko, nad które jeździłem dawno temu na ryby... 
- To też gdzieś koło Sant'Agata, prawda?
- Tylko gdzie? 
- Ja ci zaraz wszystko znajdę - zapewniłam i wpisałam tym razem w wyszukiwarkę Google odpowiednie zapytanie. 

Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka
Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka

- Zdaje się, że w Mugello są nawet trzy tego typu "Laghi". Jest oczywiście i Sant'Agata. To na pewno to, chcesz sprawdzić?

Mugellańskimi bezdrożami ruszyliśmy w wybranym celu. Minęliśmy wspomnianą osadę, objechaliśmy wzgórze, na którym siedem wieków temu stał zamek Montaccianico - w tym miejscu jeszcze raz zaproszę do lektury moich książek, w których opisuję te miejsca szczegółowo, zwłaszcza w Nieznane Toskania i Romania oraz w Nowe Sekrety Florencji i okolic i w końcu dotarliśmy do rozwidlenia, na którym google kazało jechać w prawo, a tabliczka z napisem "lago" wskazywała w lewo. 
- Najpierw sprawdźmy tu - zarządził Mario.
- To jest jakieś jeszcze inne lago...  

Jechaliśmy rozglądając się uważnie, zachwalając psalmami niezwykle malownicze tereny, zatrzymaliśmy się obowiązkowo przy kapliczce, bo na takie obiekty obydwoje mamy fiksum dyrdum, a potem skończył się asfalt i Ranger zaczął podskakiwać radośnie na kostropatej drodze. Zawsze się śmiejemy, że autko Mario dopiero w takich warunkach może być sobą. 

- Strada privata - wyciągnęłam rękę, żeby zwrócić uwagę na znak, ale Mario albo nie dosłyszał, albo udawał, że nie słyszy. 
Kostropata droga zaczęła raptowanie opadać w dół i chwilę później między łysymi gałęziami drzew zamigotało miniaturowe jeziorko.  

Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka
Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka
Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka

Smagana styczniowym wiatrem powierzchnia wody falowała jak szmaragdowy atłas. Dookoła nie było nikogo, tylko ślady jelenia odciśnięte na rozmokłej ziemi i pierwsze "kwilące" nieśmiało prymulki.  
- Jak tu ładnie!
- Tu trzeba wrócić jak będzie ciepło. 

Miejsce o tej porze roku wyglądało na porzucone, ale stosy krzesełek i inne drobiazgi wskazywały na to, że jednak w sezonie życie wędkarzy kwitnie tu w najlepsze.   

- Tak czy inaczej, to nie jest to jeziorko, które ja pamiętałem. 
- Teraz cofniemy się do rozwidlenia i pojedziemy w prawo? 

Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka
Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka
Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka
Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka
Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka
Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka

Niespełna kwadrans później dotarliśmy do jeziorka, którego szukał Mario. Co ciekawe - poszukiwane miejsce nas rozczarowało i  nie zasłużyło na najmniejszy nawet kadr. Ranger znów poterkotał dalej...

Wspinaliśmy się wyżej i wyżej, znów sunęliśmy podziurawioną serpentyną wśród lasów, pól, kasztanowych gajów. Montaccianico tym razem zostało z boku.

- Jak tu jest pięknie. Mugello to bajka. 

Przez chwilę staliśmy na stromym zboczu drogi obsadzonym kasztanami podziwiając rozmywające się w delikatnej mgiełce Apuane, rzędy cyprysów, łagodne wzniesienia i kamienne domy. 

Orcia i Chianti grają w toskańskiej orkiestrze pierwsze skrzypce - to wiadomo nie od dziś. Trudno jednak wyobrazić sobie tę orkiestrę bez muzyka, który siedzi w trzecim rzędzie. Wygrywane przez niego głębokie, ciepłe tony pobrzmiewają w tle, wyłapywane tylko przez najwrażliwsze uszy. Tak jak i Mugello pozostanie zawsze krainą dla wrażliwych... Krainą Medyceuszy, Giotta, Beato Angelico.

Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka
Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka
Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka
Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka

Przez jakiś czas jechaliśmy drogą zupełnie nieznaną i cieszyliśmy się z tego odkrycia jak dzieci. Znaleźć w promieniu 50 kilometrów coś nowego graniczy przecież z cudem. Na kolejnym rozgałęzieniu jeszcze raz zboczyliśmy z głównej drogi. 
- Kręci cię ta droga, prawda? - zażartowałam, bo Mario jest jak prawdziwy poszukiwacz przygód. Im bardziej droga jest kręta i kostropata, tym bardziej jest jego. 
 
To wojażowanie uwielbiam właśnie dlatego... Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Nigdy nie muszę się martwić czy będzie coś ciekawego czy nie, czy zjemy na czas czy nie, czy zastaniemy ulubiony lokal zamknięty czy trzeba będzie na szybko coś improwizować. Niezobowiązujące, niewymagające, bez żadnych oczekiwań. Czasem wystarczy tylko słońce, a czasem nawet tego nie trzeba. 

- Coś mi się zdaje, że na koniec znajdziemy też nasz kościółek...
I dosłownie dwie minuty później:
- Patrz! Jest! Naprawdę! Ha! - zaklaskałam w ręce z radości - to przecież jest to miejsce.

Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka
Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka
Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka
Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka
Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka

Tu były maki, tu pokrzywy, tu zboże... A teraz taka cisza, zimowa, styczniowa. Niezmiennie pięknie. 
Ranger poterkotał w stronę Apeninów, ale na koniec ukłonił nam się szpaler cyprysów. Nawet jeśli nieznana, to przecież wciąż Toskania, najprawdziwsza, autentyczna, do kochania!

O tym, że na koniec był przystanek na kieliszek sangiovese i na schiacciatę, nie trzeba chyba nawet pisać. Kto chciałby poczuć jeszcze bardziej te chwile - tu kilka migawek

Dobrego nowego tygodnia!

Co zobaczyć w Mugello, Toskania nieznana, Kasia Nowacka