Raport ze świata odciętego od sieci

czwartek, stycznia 15, 2015


Środa 7.00 rano.
Ding dong, ding dong - dolatuje do moich uszu z dzwonnicy na Cardeto. Jestem przez chwilę między snem a jawą. Ciężka noc za nami Tomek miał gorączkę, zasnęliśmy dopiero nad ranem. Ding dong .... O k .... !!!!! ( o kurczę o czywiście). Jeśli słychać dzwony to znaczy, że jest 7.00!!! O ca...... !!! (o cavolo rzecz jasna). O 7.00 mam lekcje!!!! Wyskakuję z łóżka jak oparzona, klnę we wszystkich językach świata, aż Tomek spod kołdry głowę wychyla i gani mnie - mamusiu!!! 
- Cicho! Nie słuchaj! Zaspaliśmy! Ty śpij dalej.

Wyganiam Mikołaja z łóżka. 
- Ty się ubieraj, zaraz dam ci śniadanie i dalej musisz poradzić sobie sam! Rosa będzie po ciebie 7.45. Bądź gotowy. 
Oczywiście takie rzeczy dzieją się, kiedy jestem sama. Normalka!
Między kanapką, a herbatą dla Mikołaja włączam skypa, żeby się kajać i przeprosić za 15 minutowe opóźnienie. 
Nie działa internet. Sh.....t!!! Jeszcze moment i eksploduję! Pani perfekcyjna nigdy nie nawala, nigdy się nie spóźnia!
Jest! Poszło! Działa skype!
O doprowadzeniu się do ładu, o makijażu mogę oczywiście zapomnieć, bo minie kolejne 15 min. Trudno zaprezentuję się saute. Co za potwarz!
A jeszcze miałam napisać karteczkę do nauczycieli Tomka z prośbą o zadania do domu i aż boję się myśleć o czym zapomniałam. Mój mózg pracuje na pełnych obrotach. 
7.15 siadam do lekcji. Co za początek dnia! 

Jakby tego było mało, wieczorem znów coś podnosi mi ciśnienie. Wysiada internet! Próby zresetowania routera niczego nie rozwiązują. Dzwonię do telekomu, czyli do naszego dostawcy usługi. To są najgorsze momenty, bo tych rzeczy, to ja nawet po polsku nie rozumiem!
Po wysłuchaniu tysięcy automatycznych komunikatów, łączę się wreszcie z operatorem i mówię, że interent nie działa. A tu pan do mnie zaczyna mówić w języku którego nie znam, używa słów których nigdy nie słyszałam, pyta o rodzaje połączenia, o kable jakieś o model routera, a ja czuję, że z irytacji oczy wypełniają mi się łzami. 
- Proszę pana, jestem cudzoziemką i rzeczy, o których pan teraz mi mówi, są dla mnie niezrozumiałe nawet w ojczystym języku, może ja jednak zadzownię później i podam kogoś innego do telefonu. 
- Ależ nie, przecież pani wszystko rozumie - zapewnia mężczyzna. No tak... Czasem płynność w mówieniu, działa na moją niekorzyść. 
Potem mówi mi coś o piątku, o wieczorze, że technik ma przyjechać, że „on line” się naprawić nie da. Ale ja nie chcę wierzyć. Kiedy przychodzi Mario, wręczam mu na wejściu słuchawkę i proszę o wyjaśnienie, o co chodzi z awarią!
Niestety nic nad to, co sama zrozumiałam nie mówi. Mogę tylko zaciskać kciuki, żeby technik się nie spóźniał. 

Dzisiejszy ranek. Nie zaspaliśmy, a to już coś! Nie obudziły mnie dzwony na Cardeto. Kiedy dzowniły byłam już w pełnym rynsztunku!
- Mamusiu nie mogę znaleźć mojego plecaka - informuje mnie Mikołaj przy śniadaniu. 
- Jak to? - dziwię się, ale zaraz mnie oświeca - o matko! Jest w bagażniku, w samochodzie Mario! 
Po szkole pojechaliśmy prosto do biblioteki. Tak byliśmy zaaferowani tym, co każdy wypożyczył, że kiedy Mario odwiózł nas pod dom, każdy złapał swoje książki i  zapomnieliśmy o plecaku Mikołaja, który leżał sobie spokojnie w bagażniku. 
7.00 rano, ding dong .... Dobiega z Cardeto, a ja biegnę świńskim truchtem do Vilanzedy, gdzie mieszka nasz przyjaciel. Staję w grzwiach zasapana - Lo zaino di Nicola! (plecak Mikołaja) - dyszę, a Mario, tylko oczy wytrzeszcza i próbuje zrozmumieć, co ja za dźwięki z siebie wydaję!
- LO ZAINO!!!! Abbiamo lasciato in macchina! (plecak! Zostawiliśmy w samochodzie!)
Łapię plecak i chcę pędzić do domu. Mario patrzy na mnie trochę jak na wariata. 
- Gdzie ty biegniesz? Wskakuj! Odwiozę cię!

Załatwione. Dzieci przekazane w ręce Rosy. Tomek ocenił, że nic mu nie jest i też poszedł. 
Teraz lekcje! Akurat czwartek, najbardziej intensywny ze wszystkich dni!
Jedziemy do baru, żeby mogła choć podłączyć się do sieci, ale już na wejściu znajomy barista pozbawia mnie złudzeń. 
- Próbuj, ale nie działa od wczorajszego popołudnia.
- To tak jak u mnie. Czyli grubsza awaria.
I klops. Próbuję jeszcze z domu od Mario, z jego komputera. Udaje mi się odwołać lekcje i napisać do Was dwa słowa. 
Póki nie uporają się z awarią, posty będą publikowane trochę z opóźnieniem, proszę Was o wyrozumiałość. 

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

4 komentarze

  1. Tak nieraz bywa, że wszystko wali się na głowę. Trzeba tylko mieć nadzieję, że jutro będzie lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Potwarz?! :D zwariowała! Kasieńko saute prezentowałaś się równie dobrze co w makijażu, ba! albo i lepiej :D!! Mam nadzieję że szybko odzyskasz swoje 'okno na świat' :)
    baci!
    Twoja pilna uczennica ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się tak starałem jak nigdy - nawet pracę domową odrobiłem a to klops - mam nadzieję, że szybko uporają się z Tą awarią i wrócisz na łącza - bo strasznie smutno bez Ciebie :) - ale Mario niezawodny to się nazywa przyjaciel :)
    Pozdrawiam
    Nicko

    OdpowiedzUsuń
  4. Tęsknię za naszymi lekcjami bardzo:) Ich brak wyprowadza mnie z równowagi;) Nico i Moja Pilna Uczennico, dam znać co i jak!

    OdpowiedzUsuń