W niedzielne przedpołudnie niebo powoli się "otwiera". Nocne mgły wiszące jeszcze w ciaśniejszych zakątkach doliny zaczynają mieszać się z dymem unoszącym się nad miasteczkiem. Za dymem idzie cudowny zapach... Caldarroste - pieczone kasztany... Oto już 55-ty raz Marradi rozstawia stragany wypełnione kasztanowymi - i nie tylko - przysmakami. Zaczyna się słynne jesienne świętowanie...
Wszyscy zazwyczaj mówią, że pierwsza niedziela jest taką "rozbiegówką", że czasem brakuje nawet kasztanów, bo to jeszcze wcześnie i że w związku z tym jest mniej odwiedzających. Tym razem jednak było inaczej. Lśniące marroni wypełniały kosze po brzegi, a goście dopisali. Trudno napisać coś nowego, bo ile to już moich wpisów na ten temat się pojawiło. Mówiąc krótko: było pięknie jak zawsze! To jest właśnie marradyjski październik - muzyka gra, animatorzy pajacują, lokalni producenci kuszą swoimi wyrobami, a caldarroste podskakują w ogniu...
Oczywiście moją prywatną świecką tradycją stało się zachowywanie pewnych kadrów. Nie wszystkie wczoraj uchwyciłam, ale mam na to jeszcze trzy niedziele. Na początek oczywiście nasz słynny, marradyjski - bruschettaio! Nie wyobrażam sobie festy bez tego widoku i bez dzieciaków w fartuchach kłębiących się wokół.
Jeśli jesteście w październiku w okolicach - zapraszamy do Marradi! Poczujcie ten klimat! Przed nami jeszcze trzy niedziele!
Gorące kasztany mmmm uwielbiam. A to zawijane czerwono - żółte? Co to?
OdpowiedzUsuń