Tłusty czwartek nie całkiem pesymistycznie

czwartek, lutego 23, 2017


Może to przesilenie wiosenne? A może problemy, które się nawarstwiły. Sama nie wiem, ale chwilowo jakoś mnie wszystko przygniotło i nijak się w sobie zebrać nie umiem. Nie potrafię nadążyć z podstawowymi obowiązkami, a mimo to jakby nigdy nic śmiało podejmuję się nowych. I potem rozpacz mnie ogarnia, bo energia nagle ulatuje, a ja się zmuszam i zmuszam i tylko coraz bardziej złoszczę się na siebie samą. To musi być przesilenie... Zaraz będzie lepiej, zaraz znów ustawię się do pionu.  
Ale środa naprawdę była beznadziejna… Chyba tylko poczucie obowiązku - jakże to matka dzieciom słodkości na tłusty czwartek nie zrobi? - zmusiło mnie do działania w kuchni. Sukces to zatem wielki, że w tym całym schyłkowo lutowym marazmie zebrałam się do kulinarnych poczynań. Swoją drogą frittelle di riso wyszły doskonałe. 


I żeby już tak całkiem pesymistycznie przy tłustym czwartku nie było, bo giovedì grasso powinien chyba raczej być radosny… 
Pąki magnolii spuchły i pewnie zaraz zaczną się otwierać, tulipany rosną, motyl okazuje się, nie był samotnikiem, a ptaki coraz głośniej trajkocz.
A do mnie zadzwonił Tomka nauczyciel - opiekun klasy, z pytaniem czy aby moje dziecko nie jest zbytnio szkołą zestresowane. Prawie usiadłam z wrażenia, bo to chyba raczej niecodzienna sytuacja, żeby ktoś się aż tak przejmował i to tym czy dziecko się dobrze w szkole czuje, czy aby za bardzo się nie przejmuje… Szkoda, że o mnie nikt nigdy tak nie pomyślał, że się tak nie przejął moim zestresowaniem. Mimo że kochałam się uczyć, to ze szkoły wyniosłam przede wszystkim poważną nerwicę… W każdym razie cieszę się, że Tomek ma w tej kwestii więcej szczęścia. Umówiliśmy się, że przyjdę i porozmawiamy co zrobić, żeby to moje dziecko mniej się wszystkim przejmowało. Łatwo nie będzie - coś o tym wiem, przecież po kimś to ma… 

SMAŻONY to po włosku FRITTO (wym. fritto)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

6 komentarze

  1. Nasze polskie dzieci roznia sie na plus na tle wloskich. A juz na pewno dojrzaloscia, podejsciem do obowiazkow, sa mniej rozpieszczone i rozwydrzone.Ja przez gume do zucia bylam wezwana do szkoly i musialam tlumaczyc, ze nie jestesmy rasistami. Nie sadze ,ze chec nauki to zestresowanie,ale do szkoly wpadnij, nie masz wyjscia. Pozdrowienia znad Stretto, i ...forza,troche odpocznij.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodzę się, że dzieci polskie się różnią, są bardziej samodzielne, dojrzalsze od równieśników, ale co do szkoły się nie zgodzę:) O szkole moje dzieci mówią w superlatywach, o profesorach o nauce, ale Tomek jest typem który wszystkim się przejmuje, a nauczyciel uznał, że to nie dobrze, bo akurat on nie ma czym się stresować.Nikt nie powiedział wpadnij nie masz wyjścia, tylko zpytał jak możemy mu pomóc. Nasza szkoła jest naprawdę wyjątkowa - i porównując do polskich, które znam z opowiści - tu nie ma walki o rankingi, wyciągania średniej, propozycji ocen i na gwałt ich poprawiania, nie ma chorej rywalizacji. Szkoła jest dla dzieci.

      Usuń
    2. Ach i nie zostałam przede wszystkim wezwana do szkoly:) Nauczyciel zapytał co mogą dla niego zrobić, jak mu pomóc, żeby mniej się przejmował, że on jako opiekun czuje się odpowiedzialny, to ja zaproponowałam, że może wpadnę i pogadamy nie przez telefon:)

      Usuń
  2. Wciąż mam koszmarne sny dotyczące szkoly , która była swego czasu najlepszym liceum w mieście.
    A bylo to wieeeele lat temu . Dla mnie opowieści o szkole Pani chlopców to jakies niesamowite science fiction . Tylko pozazdrościć !
    Marta
    I proszę dbać o siebie Pani Kasiu !!

    OdpowiedzUsuń
  3. I o to chodzi... Dziecko (przez duże D) jest Podmiotem (przez duże P) a nie jak w większości polskich szkół kulą u nogi, problemem, z którym niektórzy pedagodzy nie potrafią sobie dać rady. Zazdroszczę Wam tego, o czym piszesz, bo to oznacza, że nauczycielom się chce, że to ich misja, że tym żyją, że naprawdę widzą dziecko w szkole i interesują się nim. Poza tym... wiosny też Wam zazdroszczę!!! Wrrr ;) A Tobie Kasiu... życzę "przyhamowania" w obowiązkach... choć wiem, że tym żyjesz więc i tak to niemożliwe :)

    OdpowiedzUsuń