Włoski uśmiech i polski smutek.

niedziela, stycznia 04, 2015


Kiedy rok temu na Boże Narodzenie, czy potem na wiosnę pojechałam do Polski, nie dostrzegałam jeszcze tak wyraźnie pewnych rzeczy, które tym razem dosłownie mnie uderzyły. Po raz pierwszy tak intensywnie poczułam, że nie umiem już odnaleźć się w warszawskim świecie. Było mi nawet przykro, że tak się dzieje, ale już nic nie potrafiłam z tym zrobić. 



Tam gdzie Mama, gdzie ciepło rodziny czy przyjaciół, było dobrze i przytulnie, ale wystarczyło przejść przez znajomy próg i natychmiast zasysał mnie obcy świat. A w tym obcym świecie najsmutniejsze było to, że nikt się nie uśmiechał. Nie chcę znów wsadzać kija w mrowisko, nie chcę, by ktoś kolejny raz zarzucił mi, że najeżyłam się na Polskę, a to bardzo brzydko, niepatriotycznie. Nawet jeśli mam ku temu wystarczające powody, to staram się to moje najeżenie zachować dla siebie, ale tym razem jednym faktem muszę się tu podzielić, bo to jest coś, co zauważył nawet mały Tomek - "mamusiu czemu tu ludzie są tacy gburowaci?". Na obronę dodam, że byliśmy wtedy na klatce kamiennicy zamieszkałej przez dość specyficzny typ lokatora, ale nie zmienia to faktu, że Polacy mają bardzo smutną twarz. Mówię o tych twarzach mijanych na ulicy, spotykanych w urzędzie, w sklepie, na poczcie. Po ponad roku mieszakania w Toskanii uderzyło mnie to z całą mocą. O tyle przykre spostrzeżenie, że przecież trafiliśmy do Polski w okresie przedświątecznym, a ten powinien raczej nastrajać radośnie. 



Z Nowego Toskańskiego Notesu, 21 grudnia, Warszawa, pl. Szembeka

Włoski uśmiech kontra polska smutna twarz. 
Włosi nauczyli mnie uśmiechania się do nieznajomych, do pani w sklepie, do baristy, kiedy podaje mi kawę, do starszej pani mijanej na ulicy. 
Buongiorno! - uśmiech. Ciao! - uśmiech. Buona sera! - znowu uśmiech. Zawsze i wszędzie - nierozłączne, naturalna konsekwencja. A teraz wpadam w warszawski pęd przedświąteczny. Mój stary, znajomy bazarek. 
- Dzień dobry. Dwa kilo ziemniaków poproszę (uśmiech).
Sprzedawca nie odpowiada, nawet na mnie nie patrzy, z głuchym dudnieniem wsypuje do reklamówki ziemniaki. Potem mamrocze pod nosem kwotę, podaje torbę z zakupami i dalej nie zaszczyca mnie choćby jednym spojrzeniem. Ja się jednak nie zniechęcam.
- Dziękuję. Wesołych świąt! (uśmiech) - i próbuję złapać choć przelotny kontakt wzrokowy ze sprzedawcą. Ale nic. Cisza. Ani dziękuję, ani do widzenia. O uśmiechu zapomnij.
"Wesołych świąt"...

I może ten starszy pan był zmęczony, miał problem, zły dzień czy cokolwiek innego, ale zapewniam, że tak było na każdym kroku. Polskie uśmiechy policzyłabym na palcach jednej ręki. I tu może już nawet nie o sam uśmiech chodzi, a o ten smutny wyraz twarzy ...
Czy zatem to jest sekret tego, że większość ludzi przyjeżdżając do Włoch, tak dobrze się tu czuje, ciepło, miło, przytulnie, jakby byli u siebie? Może to nie o bajkowe widoki już od samej granicy się rozchodzi, ale właśnie o ten słynny uśmiech. Uśmiech już od pierwszej kawy.

BUONGIORNO! (uśmiech) 



A UŚMIECH to po włosku SORRISO (wym. sorrizo) 

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

30 komentarze

  1. Witaj Kasiu,

    Dobrze ze o tym napisała, może ktoś się na tym zastanowi i coś zmieni u swoim codziennym zachowaniu. Cała prawda o zachowaniu osób w małych sklepach, targach, sąsiadach w Warszawie, u których kupuję ponad 25 lat, a mam wrażenie jak bym kupowała pierwsi raz, Na początku przyjazdu do Polski spróbowałam trochę zażartować, coś miłego powiedzieć, ludzie na mnie paczyli z zdumieniem!!! Teraz, niestety już nie próbuję. Smutne... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Może chodzi też o to, że w Polsce nie każdego stać na kawę...że trudno o uśmiechniętą twarz kiedy nie ma na jedzenie, prezent dla dziecka...Nie tylko w Italii ludzie są uśmiechnięci. Tak samo jest w innych krajach- wszędzie tam gdzie nie jest problemem szara codzienność. Nie chodzi o luksusy, ale o godziwe, normalne życie. No, a nie każdy jest z natury wesołkiem, żeby uśmiechać się przez łzy i mimo wszystko...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha! No właśnie w tym rzecz. Kwestia kawy to osobny temat, bo w It kawa kosztuje 1 euro, a z tego co wiem w pl jednak więcej. I obserwując i jeden i drugi kraj, stwierdzam, że to obecnie Włosi zacisnęli pasa, a w Polsce jest konsumpcja - oczywiście mówię generalnie. Polacy jeżdża na zagraniczne wakacje, mają świetne samochody ecc... Włosi tu zostają w tyle. Tak się też składa, że moje ostatnie lata to było czasem "brakuje na chleb", "nie ma na prezent dla dziecka". Bardzo bolesny i dramatyczny czas i właśnie tu, Włosi nauczyli mnie uśmiechać się mimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Kasiu - ja osobiście Twoich obserwacji i przemyśleń nie uważam za niepatriotyczne, ale za bardzo celne obserwacje socjologiczne. Niestety nie potrafimy się cieszyć z rzeczy najmniejszych, uśmiechać się do siebie i powiedzieć dobrego słowa. Zawiść, że komuś coś się udało i jest z tego dumny powoduje bardzo często lawinę krytyki i tysiące niepotrzebnych domysłów (wystarczy spojrzeć na Twój blog - które artykuły są czytane najczęściej - oczywiście te w których opisujesz, że coś nie wyszło, że pojawiły się jakieś problemy - nie rozumiem takiego podejścia do życia i radości z tego, że komuś jest zwyczajnie źle albo ma gorszy nastrój). Nie wszyscy Polacy oczywiście tacy są ale większość tak niestety się zachowuje.
      Ja Ci Kasiu dziękuję za wtorkowe i czwartkowe poranki i uśmiech, który mnie wita u progu Waszego domu, kiedy pcham się tam czasami jak zbity pies szukając własnie uśmiechu, dobrego słowa i pocieszenia. Dziękuję Wam Wszystkim Tobie, Pawłowi i chłopakom Tomkowi i Mikołajowi (kiedy machają do mnie rano przed wyjściem do szkoły).
      Dziękuję, ze jesteście i że udało nam się znaleźć.
      Baci
      Nicko

      Usuń
  4. To na pewno nie jest kwestia tylko pieniędzy.
    Jeśli mam szukać czynnika głównego, chyba postawiłabym na klimat: mało słońca...

    OdpowiedzUsuń
  5. Kasiu, niestety zgadzam się z Tobą, smutny jest ten nasz naród. Piszę niestety bo to strasznie przykre, nie jednokrotnie spotkałam się z tym, że idąc ulicą uśmiecham się do przypadkowych osób, a to do kierowcy przepuszczającego pieszych na pasach, do sprzedawcy w sklepie czy po prostu do mijanych na ulicy ludzi i dodam tylko, że nie zawsze mam wtedy dobry dzień, często wręcz dramatyczny, przykry lub po prostu jestem mega zmęczona. A co na to Ci ludzie....? Odwracają twarz, wykazują oburzenie, niezadowolenie itp. Szkoda, bo życie było by lżejsze, bardziej kolorowe gdyby towarzyszył nam codzienny uśmiech.
    Pozdrawiam z smutnej polski ale z szerokim uśmiechem :) :) :)
    Monia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj Kasiu
    Mieszkam w Irlandii i tez nauczylam sie tutaj usmiechac do ludzi i pozdrawiac ludzi i jest to fajne,a w polsce duzo ludzi jest nie uprzejmych z natury i nie chodzi tu o brak pieniedzy ,poprostu tacy sa.I dopiero to dokladnie widac jezeli mieszka sie dluzszy czas za granica/9 lat/ Pozdrawiam i milego dnia zycze Alicja

    OdpowiedzUsuń
  7. Kasiu, masz rację. To nie chodzi o widoki, bo i w Polsce ich nie brakuje. Właśnie o ludzi, ich twarze... Sama wiele razy uśmiechałam się do mijanych na ulicy i robię to nadal. Najczęściej jednak patrzą na mnie krzywo a nawet pukają się w czoło :-(

    OdpowiedzUsuń
  8. witaj Kasiu w Nowym Roku.
    Kasiu w każdym normalnym kraju, gdzie nawet jedna pensja wystarczy na przeżycie dla całej rodziny (bez żadnych ekstrawagancji - na opłaty, jedzenie i inne podstawowe potrzeby), ludzie żyją spokojniej, bez większych problemów i łatwiej wtedy na otwarcie się na drugiego człowieka, a tym samym o uśmiech. W Irlandii jest tak samo (cały czas podkreślam w małej miejscowości, w dużym mieście na pewno żyje się inaczej). Mnie też to razi i boli, że jadę do SWOJEGO kraju i nie czuję się u siebie. Wracam do OBCEGO i tu jest moje miejsce. Przykre to, ale prawdziwe.
    I tak jak zauważyłaś - relacje cen - 1 euro we Włoszech, to nie to samo co 1 zł w Polsce. Jak ktoś ma iść na kawę i zapłacić z 8zł, to już jest wydatek (zwłaszcza, gdy chciałby pić kawę codziennie w kawiarni), ale gdyby miał zapłacić 1zł - to dlaczego by nie?? Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się wydaje, że to zależy bardzo od warunków życia - jeśli bez problemu starcza od pierwszego do pierwszego i ludzie mogą jakoś sensownie kierować własnym losem to i uśmiechanie przychodzi łatwiej.. U nas to jeszcze kwestia fatalnego klimatu, złej pogody, historii (40 lat tłamszenia i sprowadzania ludzi do roli pionków), no i wina czasem brak..;) Niestety ta różnica w mentalności i zachowaniu się Polaków i Włochów np. jest bardzo wielka, taka cywilizacyjna wręcz, chyba nie do pokonania, dlatego tak przyjemnie jest wyjechać do Włoch od czasu do czasu.. Dla mnie jeszcze jest kolosalna różnica w kwestii ubierania się - uwielbiam obserwować kolorowych, oryginalnych i dopracowanych w każdym szczególe Włochów i Włoszki:)

      Usuń
  9. Pamiętasz Kasiu jak kiedyś pisałam, że idąc w góry mijamy ludzi, dzień dobry mówimy a tu często bez dzień dobry o uśmiechu nie wspomnę. Mam te same spostrzeżenia, ostatnio nawet ze znajomym Niemcem u mnie w pracy rozmawiałam i On stwierdził, że frustracja na twarzach pozostałych jest dla niego straszna. Ja zauważyłam, że strasznie drażnię ludzi kiedy przychodzę z uśmiechem, po prostu ich denerwuję żeby nie powiedzieć brzydko "wkurzam". To nie jest kwestia trudnej codzienności i braku finansów, bo to można oswoić i radzić sobie jak tylko się da, to kwestia postawy, radości z małych rzeczy i ograniczenia tego czego mi brakuje do szczęścia.
    Uśmiecham się!
    Dziękuję za odp na jedno z pytań.
    Pozdrawiam Asia op.

    OdpowiedzUsuń
  10. No to niech się uśmiechają jeśli maja to w naturze. W mojej z pewnością nie leży szczerzenie pyska bez przerwy. Lubie swoje ponuractwo i niezmiennie dziwi, że można we wszystkim znaleźć powód do rozdziawiania gęby. Co zabawnego jest w sprzedawaniu/kupowaniu ziemniaków? Niezgłebiona dla mnie tajemnica. Jak się śmieję to znaczy, że jestem radosna, śmieję sie całą sobą. Uśmiecham gdy jest miło, odczuwam jakąś przyjemność a bynajmniej nie czerpię jej z tego, że ktoś się uśmiecha, raczej wpędza mnie w to swoisty dyonans między moimi uczuciami a cudzymi. Nie zarażam się uśmiechem dla uśmiechania, raczej bardziej jest on dla mnie nieprzyjemny niż przyjemny. Żyjemy w kraju o określonej historii i klimacie. Wbrew naturze byłoby uśmiechanie jak głupi do sera. Bywam we Włoszech i gęba mi się śmieje ale wtedy wypoczywam i otwieram na czystą przyjemność. Gdybym musiała się mierzyć z codziennością tam, nie zniosłabym tego przesłodzenia. Zdecydowanie jestem człowiekiem północy a nie południa. Proszę nie przekonywać mnie, że wieczny uśmiech pociąga za sobą lepsze nastawienie, i że lepiej sie dzieje. Dla mnie nie. Dużo słońca i naturalna beztroska nastraja do wiecznego uśmiechania. W Polsce się nie da i nie musi. Przestańmy się stygmatyzowac i wyśmiewać nasze wieczne marudzenie, narzekanie, nie widzenie dobrych stron i ponuractwo. To nasza natura, Keep smiling jest zdecydowanie wbrew niej. I naturalną konsekwencją tej natury jest ten wpis :)

    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie twierdzę, że w kupowaniu ziemniakówjest coś zabawnego, ale dla mnie o wiele milszy jest świat kiedy ludzie są dla siebie serdeczni. Chodzi o zwykły uśmiech albo choć o delikatne rozluźnienie mięśni twarzy, choćby dla zdrowia. Mam wrażenie, że polska twarz to permanentna zlość irytacja i patrzenie wilkiem na innych. Ale to moje spostrzeżenia, ja by łatwiej było mi pokonać codzienne problemy potrzebuję uśmiechu i życzliwości innych. Życie jest wtedy łatwiejsze, a ja silniejsza.

      Usuń
  11. nasz naród narzekactwo ma niestety w genach.. choćby nie wiem jak było dobrze to i tak jest niedobrze. To samo co Ty w IT, ja widzę w IE - choćby dzisiaj: byliśmy na spacerze, pogoda taka sobie ale nie pada - wszystkie napotkane osoby (obce!) po standardowym pozdrowieniu (z uśmiechem!) zagadywały jaką piękną mamy dziś pogodę. Tak prozaiczna sytuacja jak brak deszczu jest powodem do radości i zagadania do obcych ludzi. Tak jest wszędzie, oczywiście są wyjątki, ale zakładam, że po prostu te osoby mają akurat zły dzień. Do Krakowa jeżdżę już tylko ze względu na rodzinę i czuję się bardziej jak turystka niż mieszkaniec tego miasta i zazwyczaj po 2 dniach mam ochotę już wracać. Smutne, szare twarze, agresja na drogach, narzekania w tramwajach/autobusach, głowy opuszczone w dół, pęd tłumu nie wiadomo gdzie i po co... i tego stanu nie uzależniałabym od statusu społecznego, my po prostu tak mamy.. Smutne, przykre i męczące :(
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję Wa za wszystkie komentarze, dodaliście to czego ja nie ujęłam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wyjeżdżając z polski przed 30 laty trudno by mi było oceniać ludzi w Polsce teraz ale zawsze magiczne trzy słowa można się nauczyć i dodać do tego uśmiech i po problemie nawet jak sprzedaje się cebule na targu. Pani Kasiu dziękuje za blog czytam i przenoszę się do mojej ukochanej Italii do ktorej powracam co roku na urlop od ponad 20 lat i marze o przeprowadzek ale to już przyszlosc na emeryturze mam taka cichą nadzieje. Trzymam za was kciuki aby tak dalej i dużo sorriso na codzien

    OdpowiedzUsuń
  14. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha czytając Twój wpis Kasiu, ponieważ jak co roku w tym roku miałam zamiar nie mieć postanowień. 1 stycznia siedząc sobie nagle krzyknęłam eureka.Mam postanowienie na ten rok i to nie takie które za miesiąc pójdzie w kąt i powiem nie warto, nie dam rady i nic ono nie warte.Moje postanowienie na ten rok to więcej się uśmiechać chociaż do ponuraków nigdy nie należałam i nie należę , ale wiem, że to jak z naczynkami powiązanymi ja dam uśmiech i dobre słowo to ono pójdzie dalej.Pewnie w naszym społeczeństwie lepiej działa puszczanie w ruch złego słowa i smutnej miny i malkontenctwo, ale przecież wszystko powstaje w naszej głowie, a ja mam w tym roku zamiar z radością witać każdy dzień i z uśmiechem na twarzy.Wiem jak będę wkurzać tym co poniektórych, ale to już nie mój problem.Dość mam problemów które nie jednego by załamały już dawno, jakoś się trzymałam przez tyle lat a teraz dodatkowo będę się trzymać uśmiechając się, niekoniecznie szczerzyć jak głupi do sera , a przy tym na starość będę miała łagodniejsze rysy twarzy i dużo śmiechowych zmarszczek .
    Pozdrawiam Ela

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wszyscy Polacy to ponuracy. Ci spotykani na szlakach w lesie, parkach czy górach są uśmiechnięci i pozytywną energię przekazują innym pozdrawiając się nawzajem :)

    OdpowiedzUsuń
  16. zgadzam się z Tobą w 100%! dlatego kocham Włochy, i za każdym razem, kiedy stamtąd wracam nie jestem sobą! :-D ale wystarczy tydzień, dwa u nas i ... odechciewa się nawet uśmiechać... Polska to smutny kraj :-(

    OdpowiedzUsuń
  17. Przeczytałam gdzieś informację ,że przeprowadzano test na najszczęśliwszy naród i wygrała bodajże Kolumbia a wiadomo ,że ani tam bogato ani bezpiecznie. Po prostu fajny klimat i ludzie nie muszą myśleć ,że duża część tego co zarobią latem pójdzie zimą przez komin. Wydaje mi się ,że im dalej na północ tym większe tendencje do smutactwa i skłonności depresyjne. Ale to wcale nie jest związane z brakiem uprzejmości. Przyglądam się temu i naprawdę nie jest u nas wcale źle.Przed świętami wszystkie panie w kasach składały życzenia i uśmiechały się choć pewnie miały szczerze dość tych tych ludzkich tłumów. Natomiast Włosi są cudowni , radośni , uśmiechnięci dopóki nie zasiądą za kierownicą:-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ano smutni Polacy, smętni i milczący - ale to chyba kwestia pogody. Łatwo się szczerzyć i być miłym, jak słoneczko grzeje i jest ciepło ;D

    OdpowiedzUsuń
  19. W Irlandii słoneczka jest jak na lekarstwo, a uśmiech często gości na twarzach mieszkańców - nie szczerzenie się, a uśmiech.
    To nie kwestia pogody, czy ilości słońca - to jest w środku, trzeba tylko chcieć to okazywać.

    Jak mieszkałam jeszcze w Polsce, mieszkałam w dużym mieście i pracowałam w firmie w której codziennie miałam kontakt z bardzo dużą ilością ludzi (telefoniczny i osobisty), ale zawsze starałam się podchodzić do każdego tak, jakbym sama chciała być potraktowana. To na prawdę bardzo pomaga - przede wszystkim jest miłe dla osoby, która potrzebuje załatwić swoją sprawę do urzędu, bo wiadomo jak każdy z nas "kocha" urzędników, a wierzcie mi, że bardzo dużo zwłaszcza starszych osób tego potrzebuje, zwłaszcza jak przychodzą do urzędu, w którym są strasznie zagubieni i osamotnieni ze swoją sprawą.
    Nie wiem - może ja jestem jakaś inna, ale uważam, że taki ludzki odruch jest fajny i dobry dla obu stron.
    Kasia z Irl.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja rowniez mieszkam w ponurej krainie-Polnocnej Anglii, gdzie zamiast slonca jest mgla, deszcz...a jednak kazdego dnia widze usmiechnietych mieszkancow mojej malej wioski, starszych, mlodych,bogatych i tych biednych(bo i tacy sa w UK pomimo benefitowego szumu).Zastanawilam sie ostatnio, jakie bylyby reakcje,gdybym bedac w Polsce kazdemu napotkanemu zamiast Hello zaczela mowic Hej.Pewnie wiekszosc by nawet na mnie nie spojrzala a osoby starsze ode mnie uwazalyby, ze je zniewazam.Chyba jednak wole ta angielska zyczliwosc, moze czasami troche sztuczna,ale tu pani sprzedajaca marchewke potrafi sie tu usmiechnac.Byc moze dlatego, ze nie ma kompleksow, ze jest gorsza od pani pracujacej za biurkiem.
      Duzo latwiej zyloby sie w PL, gdyby ludzie zaczeli byc dla siebie bardziej zyczliwi.

      Usuń
  20. Witam, ja mieszkam w Niemczech i tutaj ludzie tez sa 'wiecznie usmiechnieci', pisze to jednak z lekka nutka ironii. Niestety wielu jest tak sztucznie uprzejmych, ze czlowiek zaczyna sie bac, czy wciaz rozmawia z zywa osoba, czy tez z jakims cyborgiem, co nie przestaje sie slodko smiac. Nie mozna jednak generalizowac i jest tez wielu ludzi 'naturalnie milych', sa takze ponuracy, badz ludzie zmeczeni, ktorzy maja zly dzien. Mi sie podoba takia zdrowa rownowaga; cos miedzy usmiechem od ucha do ucha a 'zmeczeniem materialu', czyli taki niewymuszony, ludzki spontaniczny usmiech. Takie usmiechy widze zawsze na Malcie, gdzie od wielu lat jezdze na wakacje, ale dostrzegam je takze w Polsce, w moim kochanym Toruniu, do ktorego wracam i wcale nie czuje sie turystka, jak o osbie napisala jedna z komentujacych. W Toruniu nawet osoby, ktore rozdaja ulotki, tudziez stoja z 'drogowskazami' na Szerokiej odpowiadaja usmiechem na usmiech, a pewien pan, ktorego od lat spotykam z jedna i ta sama reklama restauracji zawsze odpowie dobrym slowem na moje dobre slowo:) Miejmy w sobie wiecej optymizmu, mimo wszytko! T. P

    OdpowiedzUsuń
  21. Byłam we Włoszech w 2009 w miastach od Wenecji przez San Marino Asyż, Rzym i Monte Cassino ale nigdzie nie spotkałam się z uśmiechem, raz nawet dostałam opieprz w Ferrarze od jakiegoś Włocha bo nie udolnie próbowałam zrobić kawę z automatu na stacji, stał za mną i krzyczał Polakoo.. i dalej po włosku, jedyna kelnerka która się uśmiechnęła była angielką. Zresztą jak włosi widzieli polską wycieczkę patrzyli na nas z dezaprobatą i dystansem, jak wchodziliśmy do baru czy restauracji przesiadali się do dalszych stolików i tylko było słychać ..Polako... coś tam, traktowali nas jak cyganów. Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz jakieś dziwne przeżycia:). Skąd Włoch mógł wiedzieć, że mówisz w języku polskim, my dla nich jesteśmy zazwyczaj Rosjanami:))) a ty tutaj piszesz, że od razu wiedzieli, że jesteście Polakami. Transparent mieliście? Włosi nie są narodem, który obgaduje, raczej my Polacy mamy taką przypadłość. Więcej optymizmu radzę. Pzdr

      Usuń
  22. Witam wszystkich:)
    A ja mieszkam w Wawie, chodzę sie do wszystkich uśmiecham i nawet jeśli ktoś ma pochmurną twarz, to nie robię z tego problemu... uśmiecham się dalej i co więcej coraz więcej ludzi odwzajemnia mój śmiech czy czasem tylko uśmiech. Może nie nalezy przestawać? może nie należy przejmować się tym, co ludzie powiedzą? tylko usmiechać się ile się da???? Przypuszczam, że Włosi tez nie chodza z przyklejonym uśmiechem przez cały dzień, bo byłoby to zwyczajnie nienaturalne... chodzi więc tylko o uśmiech... hm... okazjonalny:) UŚMIECHAJMY się wobec tego i nie narzekajmy, że ktoś nie odwzajemnia dzisiaj tego uśmiechu... Powołując się na Scarlett O'Hara z "Przeminęło z wiatrem" : Jutro też będzie dzień :)

    OdpowiedzUsuń
  23. W kwestii optymizmu jeszcze... Dziękuję za tego bloga:) Często dodaje mi sił i wywołuje UŚMIECH na twarzy kiedy jest mi po ludzku - źle...:) Prosze nie przestawać...

    OdpowiedzUsuń
  24. I jeszcze troszkę dopiszę do ostanich dwóch postów... Tak dla porządku. Odkryłam zapiski Domu z kamienia w zeszłym roku i jak głupia ucieszyłam się, że jest... Cóż mogę dodać więcej - napewno zgłosuję na niego w konkursie, bo pomaga wierzyć, że niemożliwe staje się możliwym :) i to jeszcze w jakich barwach, ech... :-D Dużo uśmiechu, optymizmu i wiary... także w dobrych, choć może nie zawsze uśmiechniętych ludzi na ten, nowy jeszcze, 2015 rok :-D

    OdpowiedzUsuń