Piątek pełen niespodzianek

sobota, grudnia 06, 2014



Piątek pełen niespodzianek
Zaczęło się od obiadu. Kiedy byliśmy już przy ostatnich kęsach, zadzwonił dzownek przy furtce. Listonoszka z paczką. Ucieszyłam się, bo akurat czekam na przesyłkę dla jednej z Czytelniczek. Zdziwiłam się tylko, bo zwykle takie przesyłki dostarcza kurier. Tak czy inaczej poprosiłam, by Paw przygotował pieniądze, bo to przesyłka za pobraniem. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy listonoszka, zanegowała jakąkolwiek zapłatę - a posto! - powiedziała i pojechała. - Jak „a posto”? - zachodziłam w głowę. - Ki diabeł?!
Paweł wziął pudełko, obejrzał je z każdej strony, jakby tam co najmniej bomba miała być.
- Popatrz! To z Irlandii!
- Z Irlandii??? Jesteś pewny???
- No tu jest napisane
- I wygląda dokładnie jak tamta wysłana! O Boże!

W dwóch słowach wyjaśnię skąd moje przerażenie. Jakieś dwa tygodnie temu, może trzy wysłałam moją sklepikową paczkę, po raz pierwszy aż tak daleko. Do Irlandii! Przejęta byłam, bo nie ufałam czy poczta zmieści się w określonym czasie, czy wszystko dotrze w dobrym stanie. Ja wiem, że Irlandia to nie Grenlandia czy Filipiny, ale jakoś tak bardzo daleka wydawała mi się podróż naszej paczki. Ku mojej uldze i radości Czytelniczki już po kilku dniach - zadziwiająco szybko jak na włoską pocztę - paczka dotarła pod wskazany adres. Potem nastąpiła wymiana maili dziękczynno serdecznościowych i koniec. Byłam z siebie dumna. Aż tu nagle paczka z Irlandii, z tego samego adresu
- Może coś odesłali - gdybał Paw rozrywając nerwowo taśmę zabezpieczającą.
- Dziwne, miałam potwierdzenie, że wszystko w porządku. Może coś było niedobre?

Po chwili dokopaliśmy się do wnętrza. I na trzy cztery mowę nam odebrało. Sami popatrzcie: 



Słoiczki z domowymi przetworami i kartka z podziękowaniem. Stałam jak słup soli, patrzyłam na słoiczki, czytałam kartkę po raz dziesiąty i nie mogłam opanować fali wzruszenia. Tego bym się nie spodziewała... Jestem wrażliwcem i takie gesty, takie momenty sprawiają, że ściska mnie w gardle i znów fala przyjemnego ciepła mnie zalewa. Tym razem to ciepło spłynęło na mnie z północy. I tak sobie myślę - o ile piękniejszy byłby świat, gdyby było na nim więcej takich osób ...
Nie pozostaje mi napisać nic innego jak DZIĘKUJĘ! BARDZO DZIĘKUJĘ!

Na tym piątkowe niespodzianki się nie skończyły. Paw chyba się zreflektował, że miniony tydzień musiał mnie wykończyć, że jednak zajęć mam dużo i czasem jestem zwyczajnie zmęczona i mówi - zrobię szarlotkę!
Szarlotkę zrobi! Świat zwariował - pomyślałam. Szukał przepisów, buszował w sieci, ale w rezultacie dałam mu rozpisany przepis na moją ulubioną „mamusiową” i zadeklarowałam się wspomóc radą. Wyciągnął stolnicę, mąkę wysypał, proporcje odmierzył i pyta

- Jak to ja mam wszystko posiekać nożem?
- No tak. Najpierw posiekać, potem szybciutko zagnieść. 
Pomogłam tylko odrobinę przy technicznych sprawach, z wałkowaniem, z wykładaniem, ale tak naprawdę to Paw sam popełnił pierwsze w życiu ciasto. Wsunął do pieca i czekał niecierpliwie. Wyszło obłędne. Szarlotka jak „mamowa”! Zniknęła prawie za jednym naszym przysiadem. 

Po południu znów dzownek do drzwi. Krysia. W Marradi jest chyba kilkanaście Polek, które pracują jako „badante”. Znamy prawie wszystkie, niektóre lepiej inne słabiej. Ilekroć spotykaliśmy Krysię, zawsze przystawaliśmy na chwilę rozmowy. Przesympatyczna, zawsze uśmiechnięta. Okazało się, że przyszła się z nami pożegnać, bo już w sobotę rano wracała do Polski. Usiedliśmy więc przy mandarynkach, bo szarlotka jeszcze byla za gorąca i znów tak mi się miło zrobiło, że ktoś się fatygował specjalnie, że chciał przed odjazdem, jeszcze się z nami zobaczyć.

Na koniec - gitara. Popołudniu dociera do Biforco gitara dla Mikołaja - prezent na dzisiejsze imieniny! Ale o mikołajkowym poranku i sobotnich emocjach już jutro. Pewnie znow z poślizgiem z racji braku internetu. Chyba, że technicy zaskoczą mnie tak, jak włoska poczta i naprawią awarię w jeden dzień!
To była ostatnia niespodzianka piątkowa, ta akurat nie była miła. Kiedy usiadłam wieczorem do pisania artykułu, do odpisywania na maile, w pół słowa mnie rozłączyło. Zaczęło się resetowanie modemu, odłączanie kabelków. Jednak telefon do telecomu pozbawił mnie złudzeń - poważna awaria! Trzeba czekać na techników. 
Cudownie. 
Miejcie więc na uwadze to, że nie jestem w sieci do odwołania:( Nie mogę cały dzień siedzieć w barze, jestem więc tylko z doskoku.
Miłych mikołajek!

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

8 komentarze

  1. ufff... cieszę się, że słoiczki dotarły w całości, bo to była moja największa obawa :)) to taka luźna interpretacja sentencji "uśmiech za uśmiech" więc proszę mi tu już nie płakać ;))) mam tylko nadzieję, że będą smakować, bo pierwszy raz robiłam takie wynalazki :)
    Pozdrawiam ciepło choć z deszczowej Północy
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu co ja się strachu najadłam! :))) Dziś robimy degustację!

      Usuń
  2. Kasiu w Irlandii poczta działa wzorowo, na prawdę ja osobiście nie mogę złego słowa powiedzieć na działanie tutejszej poczty. a nasi listonosze - złoci ludzie!!! Znają chyba wszystkich mieszkańców ze swojego terenu i nawet jak zmienisz adres, to i tak Cię znajdą, żeby dostarczyć korespondencję. Jak jest coś ważnego, np. przesyłka, a nie ma Cię w domu, to zawsze zostawią u sąsiada, żeby nie trzeba było się fatygować na pocztę osobiście. I zawsze są uśmiechnięci - nie zależnie od pogody!!
    Pozdrawiam z Zielonej Wyspy.
    Kasia.

    Olu - z której części Irlandii jesteś??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Między Shannon a Limerick :) a Ty?
      Ola

      Usuń
    2. Olu,mieszkasz blisko mojego brata (on mieszka w Tralee), ja niestety na północy między Letterkenny, a Derry.
      Szkoda, ze aż tak daleko. Pozdrawiam.
      Kasia

      Usuń
  3. No widzisz Kasiu ilu wokół Ciebie życzliwych ludzi - wiec mazać się nie trzeba tylko wałek wziąć do ręki i ruszać na podbój świata. Przetwory, które otrzymałaś z Irlandii jeszcze tylko więcej sił Ci dodadzą. No ale Pawłowi szarlotki nie odpuszczę - dobrze wiedzieć nie trenuje - jeść będziemy, że tak powiem na schodach o poranku. Buziaki i ściskam
    P.S.
    Mikołaj wszystkiego najlepszego z okazji imienin - trzymaj się dzielnie chłopaku.
    Nicko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się tych schodów doczekać nie mogę! Życzenia przekazuję! Buźka

      Usuń
  4. Bardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń